Znajdowałam się właśnie w małej kawiarni, w centrum miasta, do której zaciągnęła mnie Rose. Unosiła się tu przyjemna woń zielonej herbaty. Mój tata często taką pił. Może dlatego podobało mi się to miejsce ? Było tutaj tak bardzo spokojnie,człowiek słyszał swoje własne myśli. Ostatnio dużo myślałam. Tęskniłam za tatą, to oczywiste. Na samo wspomnienie, tego jak się do mnie uśmiechał moje serce zdawało się rozpadać, a oczy napełniały się łzami. Minęły cztery lata od jego śmierci, a ja nadal uporczywie trwałam przy tym, że on żyje, że gdzieś wyjechał i niedługo wróci. Ale nie wracał.
Mieszkałam teraz tylko z mamą. Nasze relacje były dobre, mamę traktowałam jak przyjaciółkę, jednak częściej nie było jej w domu niż w nim była,dlatego dużo czasu spędzałam z Rose, moją przyjaciółką, która na każdym kroku zadziwiała mnie swoimi pomysłami i wprawiała w osłupienie. Gdyby nie ona, moje życie wyglądałoby pewnie inaczej. Byłam jej wdzięczna, że zawsze kiedy jej potrzebowałam była przy mnie.
Nie bardzo wiedziałam co mam myśleć, kiedy słuchałam opowieści o niedawno poznanym przez nią chłopaku, Louisie. Z opowiadań Rose wywnioskowałam, że jest mega przystojny, a jego humor rozbrajał wszystkich. Widziałam jak bardzo jest szczęśliwa, a ja cieszyłam się razem z nią, jednak cały czas się martwiąc. Może i nie byłam nigdy w poważnym związku, ale wiedziałam, że chłopak czasem może okazać się totalnym dupkiem. Tata często przestrzegał mnie przed takimi.
-Am! - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki. - W ogóle mnie nie słuchasz.- rzuciła szorstko.
Nie lubiła, kiedy ktoś ją olewał. Ale przecież ja rozmyślałam głównie o niej.
-Oczywiście, że Cię słucham. - zaprotestowałam. -Mów dalej.- uśmiechnęłam się blado, aby zachęcić ją do kontynuowania mówienia o idealnym (według niej) chłopaku.
Rose westchnęła głośno, a ja wiedziałam, że teraz walczy ze swoim zdenerwowaniem.
-No, więc skończyłam na tym, że zaprosił mnie dzisiaj do klubu.- powiedziała podekscytowana, uśmiechając się od ucha do ucha. - I Ty idziesz ze mną.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, biorąc łyk zielonej herbaty, którą przyniósł nam kelner chwile wcześniej. Na dworze nie było za ciepło, a gorący napój przyjemnie ogrzał mnie od środka.
-Oh nie patrz się tak. - wywróciła oczami. - Nie znam go za dobrze, dlatego zabieram Cię ze sobą. Będzie tam mnóstwo ludzi. - tutaj miała na myśli chłopaków. Rose za wszelką cenę chciała znaleźć mi chłopaka. - Na pewno poznasz kogoś fajnego. - puściła mi oczko i uśmiechnęła się zadziornie. W tej właśnie chwili zadzwonił jej telefon. Wygrzebała go ze swojej bardzo pojemnej, brązowej torebki, co chwile jej zajęło i odebrała. Rozmowa nie trwała długo, kiedy blondynka powiedziała, że musi lecieć i spotkamy się później. W biegu cmoknęła mnie w policzek, zabrała płaszczyk z wieszaka i wybiegła z kawiarni, zostawiając mnie samą. Przez okno kawiarni widziałam jak próbuje zakryć swoje włosy przed deszczem. Nie miałam nawet czasu zaprotestować. Cała roztrzepana Rose.
Zapłaciłam za nasze zamówienia, nałożyłam swój szary płaszczyk i wyszłam na zimną, deszczową pogodę, która panowała teraz w Londynie. Szłam ulicą, omijając powstałe przez deszcz kałuże. Bez sensu było zamawianie taksówki, bądź wsiadanie do autobusu. Do domu miałam niedaleko, jednak ta straszna ulewa powodowała, że co chwilę musiałam się zatrzymywać w celu znalezienia chociaż skrawka jakiegoś suchego miejsca. Przeklinałam w duchu, że nie wzięłam parasolki, kiedy mama mi ją wręcz wciskała. Jak głupio teraz się czułam, kiedy moje włosy były calutkie mokre, a niesforne kosmyki co chwile opadały mi na twarz łaskocząc mnie przy tym niemiłosiernie.
W drodze do domu nienawidziłam tego, że byłam zmuszona przechodzić przez ulicę pełną dziwnych ludzi. Dziwnych i przerażających. Mieszkały tam rodziny, które handlowały narkotykami, tworzyły jakieś spółki. Stale można tam było zauważyć radiowozy policyjne i stojących przed nimi mężczyzn w kajdankach. Najbardziej w tym wszystkim szkoda było mi ich dzieci. Wiele razy widziałam płaczące maleństwa, które musiały patrzeć jak policjanci zabierają im ojca. Nie rozumiałam dlaczego rodzice wychowują ich w kłamstwie i ciągłym lęku. Na samą myśl, że za chwilę będę musiała tamtędy przejść ogarniało mnie obrzydzenie i ... strach.
Czarne, obdarte ściany bloków, pełno walających się śmieci i odrażający zapach. To właśnie jako pierwsze przykuwa uwagę, kiedy tam wchodzisz. Jednak dzisiaj moja uwaga została zwrócona na sytuację, która miała miejsce kilka kroków ode mnie. Wysoki brunet o kręconych włosach praktycznie miażdżył pięściami twarz jakiegoś innego mężczyzny. Wyglądał jakby wpadł w furię. Nawet jego koledzy stojący obok nie mieli szans go opanować. Nie byłam w stanie zobaczyć jak wygląda leżący chłopak. Wydawało mi się, że ma blond włosy. Ruchy bruneta były tak szybkie i pełne gniewu. Widziałam jak blondyn zwija się z bólu i wydaje z siebie głośne jęki. Miałam ochotę tam podbiec i wykrzyczeć żeby przestał jednak powstrzymałam się. Brunet za chwilę wstał wycierając swoje pięści o rąbek kraciastej koszuli trochę bardziej spokojny. Zawahałam się przez moment czy iść dalej, kiedy uświadomiłam sobie, że jest to moja jedyna droga do domu.
Ruszyłam na przód, powtarzając sobie w duchu, że przecież mi nic nie zrobią, za bardzo zajęci są sobą. Byłam dwa metry od nich, kiedy dostrzegłam, że wysoki chłopak bardzo uważnie mi się przygląda. Na moje nieszczęście zaczął iść w moją stronę, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, kiedy chciałam przyspieszyć i tak już mój szybki chód.
-Hej śliczna! - usłyszałam za sobą jego rozbawiony, ochrypły głos. - Nie uciekaj. - momentalnie znalazł się koło mnie łapiąc za ramiona i stając na przeciwko. Świdrował mnie wzrokiem. Jego twarz nie była pełna gniewu jak chwile wcześniej. Zielone oczy zmieniły odcień na jaśniejszy. Od jego dotyku moje ciało przeszedł dreszcz jeszcze bardziej je paraliżując. O co mu chodzi kurwa ?
-Puść mnie. - ledwo co wyszeptałam, spuszczając wzrok. Chłopak zaśmiał się nadal trzymając mnie za ramiona. Próbowałam go wyminąć, jednak zwinnym ruchem złapał mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Między nami nie było praktycznie miejsca. Dociśnięta byłam do jego torsu, kiedy zielonooki podniósł mój podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy. Nie spojrzałam, spuściłam wzrok w dół, na co zareagował cichym śmiechem.
-Hazz, daj spokój. - usłyszałam za sobą niecierpliwy, jednak bardzo spokojny głos jednego z jego kumpli.
Moje serce rwało się z piersi, kiedy poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, który przemieszczał się wzdłuż szczęki, aby za chwilę wyszeptać mi do ucha:
-Jeszcze się spotkamy, śliczna. - zaśmiał się głośno i wypuścił mnie ze swoich objęć. W jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.. Nie, nie Ammie. One wcale nie były urocze! O czym Ty myślisz ?
Za chwilę przyglądałam się jak dochodzi do swoich kumpli i razem z nimi wsiadają do czarnego samochodu, aby zniknąć za jednym z obskurnych mieszkań. Usłyszałam też jakieś przekleństwo skierowane do chłopaka, który go wołał. Oszołomiona postanowiłam iść dalej, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Kiedy znalazłam się w domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Moje ciało dalej odrobinę drżało. Wzięłam gorący prysznic, aby trochę się uspokoić. Przebrałam się w wygodne ubrania, a włosy związałam w warkocz, który opadł na moje lewe ramię. Usiadłam na łóżku analizując zaistniałą dzisiaj sytuacje. Moje serce podskoczyło mi do gardła, kiedy przypomniałam sobie słowa bruneta. Co miało znaczyć Jeszcze się spotkamy, śliczna ?
-No Ammie, zamknij oko. - nakazała niecierpliwie Rose, już trochę zmęczona moim lękiem, przed pomalowaniem oczu. Posłusznie je zamknęłam, aby za chwilę poczuć na nim mascarę. Zamrugałam kilka razy, a po moim policzku spłynęła łza. Dziękowałam w duchu, że to już koniec męczarni. - Spójrz. - uśmiechała się od ucha do ucha stawiając przede mną nieduże lustro. Wywróciłam oczami i obróciłam głowę w stronę lustra. Długie, ciemne loki opadały na moje ramiona. Rzęsy wyglądały na dużo dłuższe niż pół godziny temu, co nie powiem bardzo mi się spodobało. Moja twarz wyglądała całkiem ładnie. - Wyglądasz ... oh. Nie wierze, że to moje dzieło. - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym podziwu i przyłożyła rękę do ust. Zachichotałam na jej słowa. - Teraz czas na Twoją dzisiejszą kreacje. - zaklaskała w dłonie, a ja pokręciłam głową kiedy Rose chwyciła materiał kremowej sukienki. Nie tylko nie to. - Nie próbuj się sprzeciwiać Am. Chcę zobaczyć Cię w końcu w sukience. - powiedziała prawie błagalnie.
-Nie, Rose nie ubiorę tego. - odparłam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersiach. To co blondynka trzymała w rękach kompletnie nie trafiało w mój gust. Kremowa sukienka wykonana z koronki. Do tego bez ramiączek. Nie prościej jest ubrać jeansy i jakąś bluzkę ? - Ammie proszę, ja też idę w sukience. Nie chcę być sama. - zrobiła cierpiętniczą minę i spojrzała na mnie smutnym wzorkiem. Westchnęłam zdenerwowana tym, jak bardzo potrafi być przekonująca. Od razu się uśmiechnęła, kiedy chwyciłam sukienkę i skierowałam się w stronę łazienki.
Kiedy wyszłam, ubrana w to coś blondynka podała mi czarne szpilki. - Nałóż je. Będą idealnie pasowały. - Czy ona naprawdę tak kocha ubrania ? Powiedziała to takim głosem jakby za chwilę miała się rozpłynąć. Ugh. Niechętnie po nie sięgnęłam i usiadłam na łóżku. Po nałożeniu butów Rose od razu złapała mnie za rękę i skierowała do długiego, pionowego lustra, abym zobaczyła się cała. - Moja kochana Ammie, w końcu wyglądasz jak prawdziwa kobieta. - uśmiechnęła się zadziornie stojąc za mną, a ja tylko posłałam jej pełne gniewu spojrzenie.
Impreza, na której byłyśmy nie była taka jak te, na które miałyśmy przyjemność chodzić. Ogromna sala przepełniona była tańczącymi ludźmi. Niektórzy byli już nieźle wstawieni sądząc po mężczyźnie, który właśnie upadł na siedzącą obok parę, wylewając przy tym obu im piwo. Muzyka dobiegała z każdej możliwej strony. Nie było możliwości słyszenia swoich myśli, a co dopiero kogoś kto do nas właśnie mówił. Zajęliśmy miejsce gdzieś z dala od tłumu, gdzie było trochę spokojniej. Nadal jednak niewiele dało się słyszeć.
Siedziałam przyglądając się dopiero co poznanemu chłopakowi Rose, Louisowi. Rzeczywiście był przystojny. Miał dosyć długie, brązowe włosy, które sterczały mu we wszystkie strony. Krótki zarost dodawał mu męskości. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. Na jego rękach dostrzegłam liczne tatuaże, jednak nie mogłam dokładnie dostrzec, co Louis ma wytatuowane. Rose wpatrzona właśnie była w jego błękitne tęczówki. Chłopak opowiadał jej chyba jakąś zabawną rzecz, bo dziewczyna po chwili wybuchła śmiechem i uderzyła go lekko w ramię. Postanowiłam im nie przeszkadzać. - Pójdę zamówić coś do picia. - powiedziałam uśmiechając się lekko. Oboje skinęli głowami, nadal zajęci sobą. Może ten chłopak wcale nie jest taki zły ?
Musiałam przepchać się przez tłum, aby dotrzeć do długiej lady. Co chwilę na kogoś wpadałam, szeptając ciche przepraszam. Usiadłam na wysokim, metalowym krześle w oczekiwaniu na kogoś, kto mógłby sprzedać mi szklankę wody. Po chwili podszedł do mnie młody chłopak ubrany na czarno. Barman. Miał długie blond włosy, które opadały mu na oczy. Co chwilę potrząsał głową, aby je odgonić. - Poproszę szklankę wody. - czułam się trochę nieswojo zamawiając wodę, kiedy wszyscy w koło trzymali w dłoniach szklanki wypełnione alkoholem.- Wodę ? - zapytał, nie ukrywając zdziwienia. Przegryzłam dolną wargę i skinęłam głową. Chłopak po chwili postawił przede mną moje zamówienie. - Proszę bardzo. Szklanka wody.- uśmiechnął się ciepło. Zabrałam napój i powędrowałam w stronę mojego stolika. Kolejny raz musiałam przepychać się przez tłum, nietrzeźwych ludzi.
Stanęłam jak słup i nie mogłam złapać oddechu, kiedy ujrzałam znajomego chłopaka siedzącego przy naszym stoliku. Brunet z kręconymi włosami rozmawiał właśnie z Louisem, ale i Rose uczestniczyła w rozmowie. Poczułam jak wielka gula staje w moim gardle. Dopiero teraz zrozumiałam wypowiedziane wcześniej przez niego słowa. Byłam gotowa do ucieczki, kiedy cała trójka skierowała na mnie wzrok. Rose zarzuciła swoimi blond włosami i zaśmiała się głośno. - Ammie, poznaj Harry'ego.- powiedziała z entuzjazmem. Czułam na sobie rozbawione spojrzenie chłopaka, dlatego jeszcze bardziej się denerwowałam. - Cześć. - wyszeptałam spuszczając wzrok. - Kochani, zostawiamy was samych. - krzyknęła Rose, pociągając Louisa za rękę. - Idziemy potańczyć.
Zniknęli w tłumie, a ja poczułam jak nogi uginają mi się w pół. Wołałam w duchu żeby wrócili. Mimo mojego zdenerwowania dostrzegłam jak przechodzące co chwilę obok kobiety zawieszały wzrok na brunecie, a mężczyźni omijają go szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale czułam, że to ma coś wspólnego ze wcześniejszą sytuacją, której byłam świadkiem.
Moje serce podskoczyło do gardła, kiedy Harry znalazł się tuż za mną, odgarniając moje włosy na jeden bok. Jego dłoń powędrowała na moją talię, przyciągając mnie do siebie.
-Masz na imię Ammie. - to nie było pytanie. Poczułam jego ciepły oddech na ramieniu. Za chwilę Harry muskał je swoimi ustami. Zaśmiał się, kiedy się wzdrygnęłam. Modliłam się, żeby nie usłyszał bicia mojego serca.- Piękne imię. - wyszeptał do mojego ucha, aby za chwilę wypuścić w nie ciepłe powietrze. Z moich ust wydobył się cichy jęk, Harry znowu się zaśmiał. -Będę go teraz używał bardzo często, Ammie. - powiedział bardzo spokojnie, akcentując każdy wyraz. Nieprzenikniona cisza nastała w mojej głowie, a moje ciało całe było sparaliżowane. Co to do cholery miało znaczyć ?
Mieszkałam teraz tylko z mamą. Nasze relacje były dobre, mamę traktowałam jak przyjaciółkę, jednak częściej nie było jej w domu niż w nim była,dlatego dużo czasu spędzałam z Rose, moją przyjaciółką, która na każdym kroku zadziwiała mnie swoimi pomysłami i wprawiała w osłupienie. Gdyby nie ona, moje życie wyglądałoby pewnie inaczej. Byłam jej wdzięczna, że zawsze kiedy jej potrzebowałam była przy mnie.
Nie bardzo wiedziałam co mam myśleć, kiedy słuchałam opowieści o niedawno poznanym przez nią chłopaku, Louisie. Z opowiadań Rose wywnioskowałam, że jest mega przystojny, a jego humor rozbrajał wszystkich. Widziałam jak bardzo jest szczęśliwa, a ja cieszyłam się razem z nią, jednak cały czas się martwiąc. Może i nie byłam nigdy w poważnym związku, ale wiedziałam, że chłopak czasem może okazać się totalnym dupkiem. Tata często przestrzegał mnie przed takimi.
-Am! - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki. - W ogóle mnie nie słuchasz.- rzuciła szorstko.
Nie lubiła, kiedy ktoś ją olewał. Ale przecież ja rozmyślałam głównie o niej.
-Oczywiście, że Cię słucham. - zaprotestowałam. -Mów dalej.- uśmiechnęłam się blado, aby zachęcić ją do kontynuowania mówienia o idealnym (według niej) chłopaku.
Rose westchnęła głośno, a ja wiedziałam, że teraz walczy ze swoim zdenerwowaniem.
-No, więc skończyłam na tym, że zaprosił mnie dzisiaj do klubu.- powiedziała podekscytowana, uśmiechając się od ucha do ucha. - I Ty idziesz ze mną.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, biorąc łyk zielonej herbaty, którą przyniósł nam kelner chwile wcześniej. Na dworze nie było za ciepło, a gorący napój przyjemnie ogrzał mnie od środka.
-Oh nie patrz się tak. - wywróciła oczami. - Nie znam go za dobrze, dlatego zabieram Cię ze sobą. Będzie tam mnóstwo ludzi. - tutaj miała na myśli chłopaków. Rose za wszelką cenę chciała znaleźć mi chłopaka. - Na pewno poznasz kogoś fajnego. - puściła mi oczko i uśmiechnęła się zadziornie. W tej właśnie chwili zadzwonił jej telefon. Wygrzebała go ze swojej bardzo pojemnej, brązowej torebki, co chwile jej zajęło i odebrała. Rozmowa nie trwała długo, kiedy blondynka powiedziała, że musi lecieć i spotkamy się później. W biegu cmoknęła mnie w policzek, zabrała płaszczyk z wieszaka i wybiegła z kawiarni, zostawiając mnie samą. Przez okno kawiarni widziałam jak próbuje zakryć swoje włosy przed deszczem. Nie miałam nawet czasu zaprotestować. Cała roztrzepana Rose.
Zapłaciłam za nasze zamówienia, nałożyłam swój szary płaszczyk i wyszłam na zimną, deszczową pogodę, która panowała teraz w Londynie. Szłam ulicą, omijając powstałe przez deszcz kałuże. Bez sensu było zamawianie taksówki, bądź wsiadanie do autobusu. Do domu miałam niedaleko, jednak ta straszna ulewa powodowała, że co chwilę musiałam się zatrzymywać w celu znalezienia chociaż skrawka jakiegoś suchego miejsca. Przeklinałam w duchu, że nie wzięłam parasolki, kiedy mama mi ją wręcz wciskała. Jak głupio teraz się czułam, kiedy moje włosy były calutkie mokre, a niesforne kosmyki co chwile opadały mi na twarz łaskocząc mnie przy tym niemiłosiernie.
W drodze do domu nienawidziłam tego, że byłam zmuszona przechodzić przez ulicę pełną dziwnych ludzi. Dziwnych i przerażających. Mieszkały tam rodziny, które handlowały narkotykami, tworzyły jakieś spółki. Stale można tam było zauważyć radiowozy policyjne i stojących przed nimi mężczyzn w kajdankach. Najbardziej w tym wszystkim szkoda było mi ich dzieci. Wiele razy widziałam płaczące maleństwa, które musiały patrzeć jak policjanci zabierają im ojca. Nie rozumiałam dlaczego rodzice wychowują ich w kłamstwie i ciągłym lęku. Na samą myśl, że za chwilę będę musiała tamtędy przejść ogarniało mnie obrzydzenie i ... strach.
Czarne, obdarte ściany bloków, pełno walających się śmieci i odrażający zapach. To właśnie jako pierwsze przykuwa uwagę, kiedy tam wchodzisz. Jednak dzisiaj moja uwaga została zwrócona na sytuację, która miała miejsce kilka kroków ode mnie. Wysoki brunet o kręconych włosach praktycznie miażdżył pięściami twarz jakiegoś innego mężczyzny. Wyglądał jakby wpadł w furię. Nawet jego koledzy stojący obok nie mieli szans go opanować. Nie byłam w stanie zobaczyć jak wygląda leżący chłopak. Wydawało mi się, że ma blond włosy. Ruchy bruneta były tak szybkie i pełne gniewu. Widziałam jak blondyn zwija się z bólu i wydaje z siebie głośne jęki. Miałam ochotę tam podbiec i wykrzyczeć żeby przestał jednak powstrzymałam się. Brunet za chwilę wstał wycierając swoje pięści o rąbek kraciastej koszuli trochę bardziej spokojny. Zawahałam się przez moment czy iść dalej, kiedy uświadomiłam sobie, że jest to moja jedyna droga do domu.
Ruszyłam na przód, powtarzając sobie w duchu, że przecież mi nic nie zrobią, za bardzo zajęci są sobą. Byłam dwa metry od nich, kiedy dostrzegłam, że wysoki chłopak bardzo uważnie mi się przygląda. Na moje nieszczęście zaczął iść w moją stronę, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, kiedy chciałam przyspieszyć i tak już mój szybki chód.
-Hej śliczna! - usłyszałam za sobą jego rozbawiony, ochrypły głos. - Nie uciekaj. - momentalnie znalazł się koło mnie łapiąc za ramiona i stając na przeciwko. Świdrował mnie wzrokiem. Jego twarz nie była pełna gniewu jak chwile wcześniej. Zielone oczy zmieniły odcień na jaśniejszy. Od jego dotyku moje ciało przeszedł dreszcz jeszcze bardziej je paraliżując. O co mu chodzi kurwa ?
-Puść mnie. - ledwo co wyszeptałam, spuszczając wzrok. Chłopak zaśmiał się nadal trzymając mnie za ramiona. Próbowałam go wyminąć, jednak zwinnym ruchem złapał mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Między nami nie było praktycznie miejsca. Dociśnięta byłam do jego torsu, kiedy zielonooki podniósł mój podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy. Nie spojrzałam, spuściłam wzrok w dół, na co zareagował cichym śmiechem.
-Hazz, daj spokój. - usłyszałam za sobą niecierpliwy, jednak bardzo spokojny głos jednego z jego kumpli.
Moje serce rwało się z piersi, kiedy poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, który przemieszczał się wzdłuż szczęki, aby za chwilę wyszeptać mi do ucha:
-Jeszcze się spotkamy, śliczna. - zaśmiał się głośno i wypuścił mnie ze swoich objęć. W jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.. Nie, nie Ammie. One wcale nie były urocze! O czym Ty myślisz ?
Za chwilę przyglądałam się jak dochodzi do swoich kumpli i razem z nimi wsiadają do czarnego samochodu, aby zniknąć za jednym z obskurnych mieszkań. Usłyszałam też jakieś przekleństwo skierowane do chłopaka, który go wołał. Oszołomiona postanowiłam iść dalej, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Kiedy znalazłam się w domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Moje ciało dalej odrobinę drżało. Wzięłam gorący prysznic, aby trochę się uspokoić. Przebrałam się w wygodne ubrania, a włosy związałam w warkocz, który opadł na moje lewe ramię. Usiadłam na łóżku analizując zaistniałą dzisiaj sytuacje. Moje serce podskoczyło mi do gardła, kiedy przypomniałam sobie słowa bruneta. Co miało znaczyć Jeszcze się spotkamy, śliczna ?
***
-Nie, Rose nie ubiorę tego. - odparłam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersiach. To co blondynka trzymała w rękach kompletnie nie trafiało w mój gust. Kremowa sukienka wykonana z koronki. Do tego bez ramiączek. Nie prościej jest ubrać jeansy i jakąś bluzkę ? - Ammie proszę, ja też idę w sukience. Nie chcę być sama. - zrobiła cierpiętniczą minę i spojrzała na mnie smutnym wzorkiem. Westchnęłam zdenerwowana tym, jak bardzo potrafi być przekonująca. Od razu się uśmiechnęła, kiedy chwyciłam sukienkę i skierowałam się w stronę łazienki.
Kiedy wyszłam, ubrana w to coś blondynka podała mi czarne szpilki. - Nałóż je. Będą idealnie pasowały. - Czy ona naprawdę tak kocha ubrania ? Powiedziała to takim głosem jakby za chwilę miała się rozpłynąć. Ugh. Niechętnie po nie sięgnęłam i usiadłam na łóżku. Po nałożeniu butów Rose od razu złapała mnie za rękę i skierowała do długiego, pionowego lustra, abym zobaczyła się cała. - Moja kochana Ammie, w końcu wyglądasz jak prawdziwa kobieta. - uśmiechnęła się zadziornie stojąc za mną, a ja tylko posłałam jej pełne gniewu spojrzenie.
***
Siedziałam przyglądając się dopiero co poznanemu chłopakowi Rose, Louisowi. Rzeczywiście był przystojny. Miał dosyć długie, brązowe włosy, które sterczały mu we wszystkie strony. Krótki zarost dodawał mu męskości. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. Na jego rękach dostrzegłam liczne tatuaże, jednak nie mogłam dokładnie dostrzec, co Louis ma wytatuowane. Rose wpatrzona właśnie była w jego błękitne tęczówki. Chłopak opowiadał jej chyba jakąś zabawną rzecz, bo dziewczyna po chwili wybuchła śmiechem i uderzyła go lekko w ramię. Postanowiłam im nie przeszkadzać. - Pójdę zamówić coś do picia. - powiedziałam uśmiechając się lekko. Oboje skinęli głowami, nadal zajęci sobą. Może ten chłopak wcale nie jest taki zły ?
Musiałam przepchać się przez tłum, aby dotrzeć do długiej lady. Co chwilę na kogoś wpadałam, szeptając ciche przepraszam. Usiadłam na wysokim, metalowym krześle w oczekiwaniu na kogoś, kto mógłby sprzedać mi szklankę wody. Po chwili podszedł do mnie młody chłopak ubrany na czarno. Barman. Miał długie blond włosy, które opadały mu na oczy. Co chwilę potrząsał głową, aby je odgonić. - Poproszę szklankę wody. - czułam się trochę nieswojo zamawiając wodę, kiedy wszyscy w koło trzymali w dłoniach szklanki wypełnione alkoholem.- Wodę ? - zapytał, nie ukrywając zdziwienia. Przegryzłam dolną wargę i skinęłam głową. Chłopak po chwili postawił przede mną moje zamówienie. - Proszę bardzo. Szklanka wody.- uśmiechnął się ciepło. Zabrałam napój i powędrowałam w stronę mojego stolika. Kolejny raz musiałam przepychać się przez tłum, nietrzeźwych ludzi.
Stanęłam jak słup i nie mogłam złapać oddechu, kiedy ujrzałam znajomego chłopaka siedzącego przy naszym stoliku. Brunet z kręconymi włosami rozmawiał właśnie z Louisem, ale i Rose uczestniczyła w rozmowie. Poczułam jak wielka gula staje w moim gardle. Dopiero teraz zrozumiałam wypowiedziane wcześniej przez niego słowa. Byłam gotowa do ucieczki, kiedy cała trójka skierowała na mnie wzrok. Rose zarzuciła swoimi blond włosami i zaśmiała się głośno. - Ammie, poznaj Harry'ego.- powiedziała z entuzjazmem. Czułam na sobie rozbawione spojrzenie chłopaka, dlatego jeszcze bardziej się denerwowałam. - Cześć. - wyszeptałam spuszczając wzrok. - Kochani, zostawiamy was samych. - krzyknęła Rose, pociągając Louisa za rękę. - Idziemy potańczyć.
Zniknęli w tłumie, a ja poczułam jak nogi uginają mi się w pół. Wołałam w duchu żeby wrócili. Mimo mojego zdenerwowania dostrzegłam jak przechodzące co chwilę obok kobiety zawieszały wzrok na brunecie, a mężczyźni omijają go szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale czułam, że to ma coś wspólnego ze wcześniejszą sytuacją, której byłam świadkiem.
Moje serce podskoczyło do gardła, kiedy Harry znalazł się tuż za mną, odgarniając moje włosy na jeden bok. Jego dłoń powędrowała na moją talię, przyciągając mnie do siebie.
-Masz na imię Ammie. - to nie było pytanie. Poczułam jego ciepły oddech na ramieniu. Za chwilę Harry muskał je swoimi ustami. Zaśmiał się, kiedy się wzdrygnęłam. Modliłam się, żeby nie usłyszał bicia mojego serca.- Piękne imię. - wyszeptał do mojego ucha, aby za chwilę wypuścić w nie ciepłe powietrze. Z moich ust wydobył się cichy jęk, Harry znowu się zaśmiał. -Będę go teraz używał bardzo często, Ammie. - powiedział bardzo spokojnie, akcentując każdy wyraz. Nieprzenikniona cisza nastała w mojej głowie, a moje ciało całe było sparaliżowane. Co to do cholery miało znaczyć ?
***
Cześć kochani !
Jest pierwszy rozdział :) Jak go oceniacie ? Podoba się ? Co jeszcze muszę poprawić ?
Proszę dajcie znać w komentarzach. Następny pojawi się już niedługo. :)
xx.
super, będę czytać <3
OdpowiedzUsuńZainteresował mnie Twój blog. Będę czytać! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://fifty-shades-of-harry-styles.blogspot.com/
Świetnie się zaczyna!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
hope-fanfiction-louis-tomlinson.blogspot.com
Świetny *o* Czekam na next :*
OdpowiedzUsuńsuuper!!!! piszesz idealnie nie musisz nic poprawiać ;* /Marti
OdpowiedzUsuńsuper rozdział :)
OdpowiedzUsuńJejku, super! :D
OdpowiedzUsuńNie poprawiaj niczego, bo wszystko jest idealne :)
A najlepsze jest to, że nie ma powtórzeń, już kocham tego bloga. <3
Genialny pierwszy rozdział. Nie musisz nic poprawiać bo wszystko jest dobrze... co ja mówię świetnie*.*
OdpowiedzUsuńIdę czytać kolejny rozdział:*
Po prostu BOMBA!
OdpowiedzUsuńZapraszamy w wolnej chwili do nas ♥ Mam nadzieję, że wpadniesz i również skomentujesz
http://forbidden-feelings-love.blogspot.com
Wszystko okey?. :))
OdpowiedzUsuń