4.11.2015

NOWE OPOWIADANIE !!

Hej Wszystkim! Nie było mnie tutaj mega długo, ale stwierdziłam, że nie będę kontynuowała pisania tego opowiadania. Brak weny i pomysłów. Ale chciałabym serdecznie zaprosić Was na moje nowe opowiadanie, na Wattpad ,które będę pisać do samego końca. Głównym bohaterem jest Harry. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jest już prolog, a pierwszy rozdział pojawi się niedługo :) 

Czy złamana dziewczyna jest w stanie podnieść upadłego anioła? Zapraszam na: 
http://www.wattpad.com/story/36748695-with-you-h-s

11.22.2014

Rozdział 5.

Cztery dni. Minęły cztery dni, a ja nadal nie potrafiłam, a właściwie nie chciałam normalnie funkcjonować. To  cztery dni temu zobaczyłam Harry'ego całującego brunetkę. Kiedy ponownie wyobraziłam sobie tą scenę w moje serce wbiło się milion ostrzy. Nie byłam z Harrym. Nawet dobrze go nie znałam. Nie wiedziałam kim jest, gdzie jest jego rodzina. Wiedziałam tylko tyle, że wywołał we mnie tak dziwne, absurdalne emocje, które podobały mi się. Podobało mi się to jak się przy nim czułam. Podobało mi się to, że zawsze kiedy się odzywał po moim ciele rozchodził się dreszcz. A kiedy mnie dotykał czułam w brzuchu tańczące iskierki. Ale najbardziej podobało mi się to, że mimo wszystko przy nim czułam się najbardziej bezpieczna. Jednak czy to wszystko miało mi się podobać? Byłam na siebie zła za to, że chłopak tak na mnie wpływał. Nie chciałam go widzieć, ale z drugiej strony chciałam. Sama nie wiedziałam czego chce.
Nie miałam pojęcia co teraz robi, zapewne bawił się z jakąś długonogą blondynką. Pewnie właśnie takie lubił. Nie wiedziałam co sobie wyobrażałam. Przecież Harry mógł mieć każdą. Dlaczego chciałby mieć mnie? Nie byłam bardzo chuda, jednak nigdy mi to nie przeszkadzało. Miałam trochę więcej ciała w niektórych miejscach. Ciemne, długie loki okalały moją twarz i te błękitne oczy, które odziedziczyłam po tacie. Powiedziałabym raczej, że byłam "szarą myszką" co już nie raz słyszałam. Zupełne przeciwieństwo Harry'ego. Ktoś powiedział, że przeciwieństwa się przyciągają. W ogóle nie miał racji. 
Nie chciałam jeść, pić. Nie chciałam nawet wychodzić z łóżka. Całe dnie spędzałam właśnie w nim. Wszystko było mi obojętne. Czułam się jak idiota. Jak pojebana idiotka. Do teraz nie miałam pojęcia jak to jest czuć się zabawką. Zabawką, którą ktoś tak sobie wyrzuca w kąt, bo już mu się nie podoba.
-Może pójdziemy dzisiaj do kina? - dopiero po chwili dotarły do mnie słowa wypowiedziane przez Rose. Przychodziła do mnie codziennie. Siedziała godzinami i próbowała pocieszyć. Kiedy w pierwszy dzień chciała poruszyć temat Harry'ego, zakazałam jej. Nie potrafiłam o nim słuchać.
Nie chciałam iść do kina. Rose na pewno wybrałaby jakiś melodramat, a ja naprawdę nie miałam ochoty więcej płakać i oglądać zakochanych.
-Nie mam ochoty. - odparłam obojętnie, przeskakując pilotem z kanału na kanał. Tak o to dziewiętnastoletnia Ammie spędzała swoje dnie. Żenada.
-Am proszę cię. - usiadła obok mnie i położyła dłoń na kolanie. -Musisz gdzieś wyjść kochanie. Wiem, że jest ciężko. Też kiedyś miałam złamane serce ale ..
-Rose ja wcale nie mam złamanego serca. - oczywiście, że musiałam zaprzeczyć. Rose westchnęła zrezygnowana i na chwilę zajęła się swoim telefonem. Oczywiście nie na długo, bo za chwilę znowu musiała coś powiedzieć.
-A może pójdziemy na spacer? - zaproponowała przyjemnym głosem. -Przejdziemy się nad Tamizę, przewietrzysz się. Od razu poczujesz się lepiej Am, zobaczysz. - uśmiechnęła się i czekała na moją reakcję. Pomyślałam chwilę i stwierdziłam dlaczego nie? Dlaczego miałabym cały czas siedzieć w pokoju użalając się nad sobą kiedy Harry zabawiał się z inną? Byłam zła na niego, że właśnie przez niego się użalam, ale jeszcze bardziej na siebie. Jak mogłam być taka głupia?
-Okay.- odparłam i pomału wstałam z łóżka. Skierowałam się na schody prowadzące na górę, aby się przebrać ale cały czas czułam na sobie spojrzenie Rose. Odwróciłam się w jej stronę marszcząc brwi.
-Schudłaś. - odparła z kwaśną miną. Wywróciłam oczami i zaczęłam wspinaczkę po schodach. Kiedy znalazłam się w swoim pokoju szybko podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej pierwsze, lepsze ciuchy. Padło na obcisłe, jeansowe rurki i luźną, szarą koszulkę. Rzeczywiście spodnie, które jeszcze niedawno były obcisłe, teraz zaczynały wisieć na mnie jak worek. Zdecydowałam się w końcu na czarne leginsy. Włosy związałam w kucyk, a na oczy nałożyłam mascarę. Spojrzałam w lustro. W końcu wyglądasz jak człowiek Am. 
-Gotowa? - do pokoju weszła uśmiechnięta Rose, mierząc mnie wzrokiem. - Wyglądasz jak człowiek.- stwierdziła, a ja pierwszy raz od czterech dni szczerze się uśmiechnęłam. Obie zeszłyśmy na dół i włożyłyśmy płaszcze.

***
Szłyśmy spokojnie chodnikiem podziwiając Tamizę. Zauważyłam kilka statków przycumowanych do brzegu. Był to piękniejszy dzień od dłuższego czasu, jednak zimny. Słońce pomału zachodziło, a na niebie nie było żadnej chmury. Przez ostatnie dni ciągle padał deszcz i było pochmurnie. Cóż, może to nie główny ale jeden z powodów dla których nie wychodziłam z domu.
Zdecydowałyśmy się zajść do naszej ulubionej kawiarni. Podawali w niej najlepszą gorącą czekoladę w mieście. Było to małe, przyjemne pomieszczenie w ciepłych kolorach. Na ścianach zawieszone były lampki, które kiedy robiło się ciemno oświetlały je. A w prawym rogu wbudowany został kominek, z którego biło teraz przyjemne ciepło. Oczywiście usiadłyśmy obok niego. Obie nie lubiłyśmy zimna. Kiedy już zajęłyśmy miejsca Rose poszła złożyć zamówienie. O dziwo był poniedziałek, ale kolejka ciągnęła się praktycznie przez całą długość kawiarni. Rose wcisnęła się pomiędzy jakiś dwóch mężczyzn cierpliwie czekając na swoją kolej. Postanowiłam wykorzystać tą chwilę i przejrzeć swój telefon. Nic ciekawego. Trzydzieści nieodebranych połączeń od Harry'ego i kilkanaście sms'ów.

"Przepraszam Am.."

"Proszę Cię odezwij się do mnie. Przepraszam"

"To przez alkohol, nie wiedziałem co robię" 

"Kurwa błagam odezwij się" 

"Tak cholernie Cię przepraszam. Błagam odezwij się kurwa"

Było ich o wiele więcej ale nie miałam ochoty na dalsze ich czytanie. Wyłączałam telefon i odłożyłam go na stolik, kiedy usłyszałam dźwięk odsuwanego obok krzesła. Całkiem szybko jej poszło. Z uśmiechem na ustach podniosłam wzrok myśląc, że to Rose.
-Ty jesteś Ammie McFiling?
Dokładnie na przeciwko mnie siedział młody chłopak ubrany w czarną skórę. Miał brązowe, krótkie włosy, a jego ciemne oczy wpatrywały się w moją twarz. Jego ostre rysy twarzy i dwudniowy zarost dodawały mu męskości. Zdecydowanie nie wyglądał na typ spokojnego chłopaka. Kiedy uświadomiłam sobie, że zadał mi pytanie delikatnie skinęłam głową.
-Oh. - westchnął uśmiechając się chytrze. Nie miałam pojęcia kto to jest, widziałam tego człowieka pierwszy raz na oczy. - Jak dobrze się składa.
-O co chodzi? - zapytałam słabym głosem. Chłopak bardzo mnie przerażał. Czułam się nieswojo, kiedy jego wzrok świdrował moją twarz, którą zalewał teraz rumieniec.
-O Harry'ego skarbie. - odrzekł, a ja usłyszałam drwinę w jego głosie. Momentalnie moje ciało się spięło, a bicie serca znacznie przyspieszyło. Zaczęłam nerwowo bawić się swoimi palcami. - Nawet nie próbuj zaprzeczać, że go nie znasz. - jego surowy ton głosu jeszcze bardziej mnie przestraszył. Skąd wiedział, że znam Harry'ego? Dlaczego przyszedł za mną do kawiarni? Co to wszystko miało znaczyć? W mojej głosie zaczęły tworzyć się pytania. - Pieprzony Styles zrobił coś czego nie powinien był robić. Wiem, że teraz ugania się za tobą. Domyślam się również, że tobie nie jest on obojętny. Doskonale wiem jak działa na laski. - tutaj wywrócił oczami jakby to była oczywista sprawa. W zasadzie to była oczywista sprawa.
-Ale.. c-co ja mam z tym wspólnego? - mój drżący głos widocznie go bawił, bo chłopak wybuchł śmiechem, przez który przeszedł mnie dreszcz. Po chwili jednak uspokoił się, a zmarszczka na jego czole zaczęła być bardziej widoczna. Brunet spoważniał, a jego wzrok powędrował prosto do moich ust.
-Oh kochanie, bardzo dużo. - posłał mi złośliwy uśmiech. Uniósł swoją dłoń, która powędrowała do moich włosów, aby odgarnąć je za ucho. Byłam jak sparaliżowana, nie miałam siły odezwać się, a co dopiero strącić jego dłoń. -Będziesz robiła wszystko co ci powiem. - odpowiedział oblizując usta. - Wszystko, zrozumiałaś?! - podniósł głos. -Inaczej Syles'owi stanie się krzywda. - na dowód tych słów wysunął z kieszeni swoich spodni pistolet. Tak, pistolet. Moje oczy od razu się rozszerzyły, a z ust wydobyło się jęknięcie. Oczywiście zrobił to na tyle dyskretnie, że oprócz mnie nikt tego nie widział. Serce podeszło mi do gardła. Czułam jak wszystko wokół mnie wiruje, a ja sama odlatuje gdzieś daleko. Co się właśnie wydarzyło? Usłyszałam z powrotem dźwięk odsuwanego krzesła. Kiedy podniosłam wzrok bruneta już nie było. Spojrzałam w kierunku drzwi, aby zobaczyć plecy chłopaka, który właśnie się oddalał. Złapałam się za drewniane końce stolika, aby nie upaść z krzesła.
-Wszystko w porządku? Kim był tamten mężczyzna? - Rose stawiała właśnie na stoliku dwa kubki z gorącą czekoladę patrząc na mnie zdezorientowana.
-Muszę szybko gdzieś pójść. - wymamrotałam zrywając się z krzesła. Pospiesznie ubrałam na siebie płacz i chwyciłam torebkę. O co chodziło brunetowi? Jeżeli Harry naprawdę był w niebezpieczeństwie musiałam go chronić. -Później ci wszystko wytłumaczę. Obiecuję. - posłałam jej błagalne spojrzenie, na co Rose skinęła głową. Wiem, że będzie się martwić ale nie mogłam nic na to poradzić. Musiałam bardzo szybko udać się do Harry'ego. Musiałam dowiedzieć się o co chodzi.

Harry 

Znowu siedziałem u Louisa. Ostatnio często u niego przesiadywałem, sam nie wiem czemu. Po każdej bójce przyłaziłem do niego. To on sprowadzał mnie na ziemię i pomagał uspokoić. Był moim przyjacielem, nie mógł mi odmówić. Byłem mu za to naprawdę wdzięczny. Kurwa, ja naprawdę byłem mu za to wdzięczny.
Myślałem o niej. Myślałem o Am, którą tak bardzo zraniłem. Nie myślałem co robię. Byłem wkurzony. Odmówiła mi. Pierwszy raz w życiu ktoś mi się sprzeciwił. Nienawidziłem tego. Alkohol zawładnął moim ciałem, a ja tak po prostu dałem ponieść się chwili. Dlaczego kurwa akurat musiała tam przyjść?
To wszystko wydawało mi się pojebane. Nie chciała mnie widzieć, a ja nie mogłem nic zrobić. Nie była jak inne. Nie przejmowałbym się gdyby to nie była Am. Bezbronna, niewinna Ammie, a jednocześnie silna i stanowcza. To dlatego była taka wyjątkowa.
-Zamawiam pizze, chcesz? - do pokoju wszedł Louis trzymając w ręku telefon. Pokręciłem głową i kontynuowałem patrzenie w ścianę. Miałem ochotę coś rozwalić. -Zamówiłem dwie, gdybyś zmienił zdanie. - Louis ponownie zjawił się w salonie. Rozłożył się na kanapie i włączył stojący na przeciwko telewizor. Przeskakiwał z kanału na kanał aż w końcu znalazł coś (jego zdaniem) interesującego. Nie mam pojęcia co on widział w tych wszystkich bezsensownych serialach. Dosłownie każdy opowiadał o pojebanej miłości.
-Może wyskoczymy dzisiaj na imprezę? - zapytał po chwili. Nie miałem ochoty na imprezę, zważając na fakt co stało się na ostatniej. Dlatego nie odpowiedziałem nic. -Nie wiem stary co się z tobą dzieje. Zachowujesz się tak samo jak z Emi..
Moje mięśnie od razu się napięły. Wiedziałem do czego zmierza i wcale mi się to nie podobało.
-Zamknij się. - przerwałem mu i posłałem chłodne spojrzenie. -Nawet nie próbuj zaczynać tego jebanego tematu. - wycedziłem przez zęby.
-Hazz wiesz, że jestem twoim przyjacielem. - odparł po chwili ciszy. -Pamiętam co działo się z tobą przez Emi.. tamtą dziewczynę. Nie chcę żeby to się powtórzyło.
Nie odpowiedziałem nic, ponieważ przerwało nam ciche pukanie do drzwi.
 -To pewnie pizza. - powiedział i wstał z kanapy kierując się w stronę korytarza, a ja odetchnąłem z ulgą kiedy sobie poszedł. Usłyszałem skrzypnięcie i dźwięk otwieranych drzwi.
-Jest Harry? - podskoczyłem słysząc ten głos. Był słaby, ledwo słyszalny ale ja wszędzie bym go rozpoznał. Nie, to nie możliwe. Przyszła do mnie?
Pospiesznie wstałem z fotela i udałem się do miejsca skąd on dochodził. Louis nie zdążył odpowiedzieć kiedy moje i jej oczy się spotkały. Ogarnęła mnie fala ulgi. Ammie stała przede mną wpatrując się we mnie tymi swoimi, wielkimi oczami. Miała kamienny wyraz twarzy, ale kiedy nasze oczy się spotkały kąciki jej ust uniosły się lekko ku górze, jednak nie na długo. Była zdenerwowana, a w jej oczach dostrzegłem łzy.
-Harry.. ja ...- nie dokończyła, bo zbierająca się w jej oczach słona ciecz zaczęła spływać po jej zaróżowionych policzkach. Ammie zdawała dławić się łzami, a ja stałem zdezorientowany nie wiedząc o co chodzi. Dziewczyna była roztrzęsiona.
-Co się stało? - doskoczyłem do niej  i automatycznie objąłem jej drobne ciało. Wtuliła się we mnie, zaciskając dłonie na moim swetrze.
-O-on przyszedł do mnie. - wyłkała. Nie miałem pojęcia o czym dziewczyna mówi, co jeszcze bardziej mnie wkurwiło.
-Kto? - zapytałem starając się brzmieć spokojnie co chyba nie do końca mi wychodziło. Gładząc rękoma jej plecy miałem nadzieje, że ten gest trochę uspokoi dygocącą dziewczynę.
-J-jakiś mężczyzna. Powiedział, że mam robić wszystko co mi powie. Inaczej z-zginiesz. - wiedziałem kim był ten mężczyzna. Pierdolony Dick. To Ammie widziała kiedy dostawał ode mnie wpierdol. Niczego się nie nauczył.
-Kurwa mać. -wysyczałem przez zęby kierując wzrok na Louisa. Doskonale wiedział o kim mówiła dziewczyna.
-Stary.. - odezwał się miękkim głosem kładąc rękę na moim ramieniu, którą od razu zrzuciłem. Odsunąłem się od Am i poczułem jak wszystko w moim ciele zaczyna szaleć. Każda komórka mojego ciała. Louis wiedział, że lada chwila, a wybuchnę.
-Zrobił ci coś? - pośpiesznie rzuciłem się w jej stronę i zacząłem oglądać ją z każdej strony. Dziewczyna pokręciła przecząco głową co trochę mnie uspokoiło, ale nie zmieniało to faktu, że byłem niesamowicie wkurwiony. Miałem ochotę rozjebać Dickowi jego głupi łeb. Wyciągnąłem telefon i znalazłem w kontaktach numer Zayn'a. Nie mogłem zostawić tej sprawy. Musiałem coś zrobić, a Zayn był jedną z tych osób, które mogą mi pomóc.
-Hazz. - zawsze odbierał po pierwszym sygnale i tym razem też tak było.
-Zbierz ludzi. - rzuciłem, a krew w moich żyłach pulsowała jak nienormalna. -Przyjedźcie do domu Louisa.
Zayn nie zadawał zbędnych, pierdolonych pytań. Powiedział, że przyjadą za pół godziny, więc skierowałem się w stronę salonu. Słyszałem za sobą kroki Ammie co nie bardzo podobało mi się w tym momencie. Musiałem się napić i nie miałem ochoty żeby ktokolwiek mi przeszkadzał.
-Harry co się dzieje? - usłyszałem jej przestraszony głos.
-Nie twój interes. - warknąłem i wyzerowałem szklankę szkockiej, którą chwilę wcześniej sobie nalałem. Ciepło alkoholu rozlało się po moim ciele.
-Ale..
-Kurwa mać! Zajmij się swoimi, pierdolonymi sprawami i odczep się, jasne?!- słowa same cisnęły mi się na usta. Czułem jakby gniew, który mnie wypełniał miał za chwilę eksplodować. A właściwie już to zrobił. Nie chciałem wyładowywać na niej swojej złości, ale sama się prosiła. Nigdy żadna dziewczyna, z którą się spotykałem nie wtrącała się w takie sprawy. Właściwie miały to w dupie. Chodziło głównie o seks.
Spojrzałem na wystraszoną do granic możliwości Am. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie. Jej błękitne oczy były teraz szeroko otwarte, tak jak i buzia. Oczywiście stała w pewnej odległości ode mnie. Na pewno zszokowało ją moje zachowanie.
-Ammie, zaraz tu będzie Rose. - głos Louisa przerwał ciszę, która pomiędzy nami zapanowała.
Dziewczyna nawet nie drgnęła, kiedy jego dłoń  pociągnęła ją lekko za ramię. Wciąż była wpatrzona we mnie nalewającego kolejną szklankę alkoholu.

Ammie

Strach sparaliżował każdą część mojego ciała. Kiedy Harry wydarł się na mnie miałam ochotę zniknąć. Zapaść się pod ziemię. Przestraszył mnie, nawet nie wiedział jak. Wiedziałam, że jest zły, ale przecież  nie zrobiłam nic żeby go zdenerwować. W głosie huczało mi od natłoku myśli. Kiedy usłyszałam, że Rose zaraz tu będzie poczułam ulgę. Chciałam wrócić do domu. Zakopać, schować się w pościeli i przespać to wszystko, ale z drugiej strony nie mogłam. Bałam się o niego. Bałam się o Harry'ego. 
-Masz zamiar tak stać i się gapić? - oczy bruneta dosłownie płonęły od gniewu. Pod jego spojrzeniem skuliłam się i wycofałam jeszcze dalej. Nie mam pojęcia ile czasu stałam tak wpatrzona w zdenerwowanego chłopaka, który przeczesywał właśnie swoje włosy dłonią. Gdybym nie była sparaliżowana strachem pewnie uznałabym ten gest za seksowny.
-Ammie, chodź. - głos Louisa był łagodny i wypełniony troską. Na pewno nie podobało mu się zachowanie Harry'ego.Widział jak bardzo mnie wystraszył.
-Ja.. przepraszam. - obróciłam się i skierowałam w stronę wyjścia po drodze na kogoś wpadając. Tą osobą była Rose. Spojrzała na mnie pełna współczucia, a ja nie czekając rzuciłam się w jej ramiona. Nie zamierzałam płakać. Nie chciałam dłużej pokazywać Harry'emu jaka jestem słaba. I tak wystarczająco dużo moich łez dzisiaj zobaczył. 
-Rose, zabierz Ammie do domu. - obok nas pojawił się Louis. Posłał mi zatroskane spojrzenie, kiedy Rose skinęła i pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia.
Nie mogłam tak po prostu wyjść nie wiedząc co Harry zamierza. Słyszałam jak dzwonił do kogoś i kazał sprowadzić ludzi. Blondynka otworzyła drzwi, a naszym oczom ukazała się grupka chłopaków. Na ich czele stał przystojny mulat o czarnych włosach, które porozrzucane były na każdą stronę. Wyglądał jakby wrócił właśnie z sesji zdjęciowej. Ubrany był w skórę jak i reszta stojących za nim mężczyzn.
-Gdzie Hazz? - zapytał, a jego karmelowe tęczówki skierowały się prosto na moją twarz. Oczywiście od razu spłonęłam rumieńcem i spuściłam wzrok. Ugh, dlaczego byłam taka wstydliwa.. 
-W salonie.- odparła Rose, a mulat przeszedł obok nas nie pytając o nic więcej. Za nim wszedł niebieskooki blondyn, który wyglądał naprawdę sympatycznie. Również miał na sobie czarną skórę, ale nie wyglądał tak strasznie jak reszta. 
-Cześć, jestem Niall. - uśmiechnął się do mnie i do Rose. Wiedziałam, że jest sympatyczny. 
Dziewczyna uścisnęła jego dłoń i przedstawiła się.
-Ammie. - odparłam i również uścisnęłam wystawioną przez niego dłoń. 
-Wiem. -uśmiechnął się przyjaźnie. Chciałam zapytać skąd, ale widząc moją twarz jego uśmiech zniknął. -Wszystko w porządku? - zapytał z troską. 
-Tak, tak. - odparłam pośpiesznie i posłałam mu słaby uśmiech. Blondyn po raz drugi uśmiechnął się do mnie i skierował w stronę salonu skąd dochodziły rozmowy. Nie zauważyłam kto jeszcze wszedł, ponieważ oprócz Niall'a nikt inny się ze mną nie przywitał. 
-Am chodź. -Rose pociągnęła mnie za rękę i za chwilę obie znajdowałyśmy się na dworze.-Poczekamy tutaj.
Obie usiadłyśmy na drewnianej ławce przed domem. Wpatrywałam się w soje buty myśląc co tak naprawdę się wydarzyło. Moje ciało jeszcze trochę się trzęsło po wybuchu Harry'ego. Miałam w głowie mętlik i mnóstwo pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Tak bardzo chciałam poznań prawdę. Nienawidziłam niewiedzy.
-Kim są ci mężczyźni? - spojrzałam na Rose, której mina zdradzała zakłopotanie. Blondynka wypuściła głośno powietrze i po chwili przeniosła swój wzrok na moją twarz. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, ale za chwilę z powrotem je zamknęła. Wyglądała jakby w środku walczyła sama ze sobą.
-Kim są Rose? - kiedy przez kilka minut nie uzyskiwałam  odpowiedzi zaczęłam się bać. Wiedziałam, że to wiadomość, która pewnie mnie wystraszy. Mimo wszystko chciałam wiedzieć.
-Należą do gangu, który zajmuje się z-zabijaniem ludzi.
Dziewczyna zaklęła pod nosem, a jej głos zadrżał odrobinę kiedy wypowiadała te słowa. Przez moje ciało przeszła fala gorąca. Złapałam się rękoma ławki, aby nie upaść nie mam pojęcia, który to już dzisiaj raz. Wiedziałam, że te problemy to jeszcze nic. Prawdziwe dopiero się zaczną.


***

No i mamy 5 rozdział! Średnio mi się podoba. Następny pojawi się.. nie wiem kiedy ale na pewno się pojawi :) Proszę was o komentowanie, chcę zobaczyć czy ktokolwiek to wgl czyta. Jeśli nie będę musiała przerwać pisanie.. eh, a tego naprawdę bym nie chciała. :c






10.12.2014

Rozdział 4.

-Na kolację ? - zapytałam wyprowadzona z równowagi. Nadal czułam na sobie ciepło Harry'ego, który chwilę wcześniej mnie dotykał. Jego dłonie, które pieściły skórę na moim nagim brzuchu. Jego język, który zataczał kółka na mojej szyi zostawiając na niej mokre ścieżki. Ugh Ammie, przestań..
Chłopak skinął głową, obserwując moją twarz. Oczywiście od jego spojrzenia od razu się zarumieniłam. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Harry jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że cała miękłam. Zawsze byłam twarda, a przynajmniej udało mi się taką grać. Zawsze stawiałam na swoim i byłam strasznie uparta. Odkąd poznałam Harry'ego to wszystko gdzieś zniknęło. Dlaczego chłopak sprawiał, że byłam gotowa mu się poddać ? Pewnie robił tak z wieloma dziewczynami. Cóż jeżeli myślał, że ze mną będzie tak samo grubo się mylił. Nie, tak nie będzie. A przynajmniej nie dzisiejszego wieczoru.
- Tak na kolację Ammie. - odpowiedział nieco bardziej ostro niż chyba miał w zamiarze. Sprawił tym , że całe moje ciało zaczęło drżeć, ale starałam się to zignorować.
 - Nigdzie z tobą nie idę. - odpowiedziałam twardo i starałam się ominąć Harry'ego. Poczułam jak owija swoją dłoń wokół mojego nadgarstka i przyciąga do siebie wobec czego wylądowałam na jego torsie, ciasno przyciśnięta do niego. Chłopak wlepił we mnie swoje czarne od gniewu oczy.
- Nie masz wyboru. Albo pójdziesz ze mną na kolację, albo zostaje u Ciebie całą noc dopóki nie wróci twoja mama, a doskonale wiemy, że wraca dopiero rano. - uśmiechnął się złośliwie, a ja miałam ochotę uderzyć go w twarz.
- Dupek. - wycedziłam przez zęby, a uśmiech chłopaka pogłębił się jeszcze bardziej.
- Uwierz skarbie, gorzej mnie nazywali. - odpowiedział spokojnie, a jego oczy rozbłysły z rozbawienia.
Co ja mam zrobić ? Harry uratował mnie dzisiaj. Gdyby nie on zapewne zrobiliby mi coś strasznego przez co nie pozbierałabym się do końca życia. Powinnam być mu wdzięczna, a przynajmniej jakoś spróbować się odwdzięczyć. To tylko jedna kolacja Am. Jedna kolacja i zapomnisz, że ktoś taki w ogóle istniał. Po chwili wpadłam na pewien pomysł, a próba uderzenia Harry'ego była nadal kusząca ale odeszła gdzieś w dal. Na pewno jeszcze kiedyś się przyda. Nie nie przyda się, to tylko jedna kolacja.
- Pójdę z tobą pod jednym warunkiem. - ledwie wypowiedziałam te słowa. Harry był zbyt blisko mnie, co nie działało dla mnie na korzyść. Plątałam się w swoich wypowiedziach, a serce trzepotało w mojej piersi jak oszalałe. Chłopak podniósł brwi widocznie zdziwiony, że stawiam mu warunki i chyba trochę zbity z pantałyku. Pewnie żadna inna nigdy tego nie robiła.
- Będzie to tylko jedna kolacja, a później każdy idzie w swoją stronę. - sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Wcale nie chciałam żeby to była nasza ostatnia kolacja.  Nie prawda Ammie, chcesz. Kurwa, Harry ma rację. Jestem pełna sprzeczności.
Cholernie bałam się jego reakcji, jednak chłopak ani trochę nie wydawał się wkurzony. Raczej  zmartwiony, przygnębiony ? Wyglądał tak, że miałam ochotę go przytulić. Przestań Am, nie masz ochoty go przytulić. Mój rozum zaczynał mnie irytować.
Skinął lekko głową, a ja wyplątałam się z jego uścisku i skierowałam w stronę swojego pokoju nieco zdezorientowana. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewałam. Nie myślałam, że przyjmie to tak spokojnie.
Wspięłam się po schodach i zatrzasnęłam drzwi. Oparłam się o nie plecami i próbowałam nad sobą zapanować. Nie mam pojęcia dlaczego, ale czułam się rozczarowana, zamiast czuć ulgę.  Dlaczego Harry przystał na mój warunek ? Cholera, jest ze mną gorzej niż myślałam, jeżeli zaczynam tak myśleć.
Podeszłam szybko do szafy i wyciągnęłam z niej czarne, obcisłe jeansy i szarą, elegancką koszulę. Nałożyłam to tak szybko jak tylko potrafiłam, a potem udałam się do łazienki. Nałożyłam na rzęsy maskarę i eyliner, a twarz przejechałam pudrem. Swoje loki zostawiłam takie same. Lekko nimi potrząsnęłam, aby nadać im objętości.
Zeszłam na dół nieco zdenerwowana i udałam się do salonu, ale nie zastałam w nim Harry'ego. Skierowałam się do kuchni, ale tam również go nie było.
- Harry? - stanęłam w progu i rozejrzałam się na boki. Czułam jak niepokój zaczynał brać nade mną kontrolę. Gdzie on się do cholery podział ?

 Harry

Wyszedłem z jej domu kiedy tylko zniknęła na górze. Nie miałem zamiaru zostać tam ani sekundy dużej. Jechałem do mojego ulubionego miejsca na odstresowanie się. Bup.
Wkurzyła mnie, bardzo mnie wkurzyła. Czułem jak złość pozbawia mnie logicznego myślenia. Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy tak, że moje kłykcie stały się zupełnie białe. Nie ma kurwa prawa stawiać mi warunków ! Za kogo ona się uważa ?! Dlaczego jest tak bardzo uparta ? Ona sprawia, że mam ochotę się napić. Zaczynałem tracić przez nią zmysły. Normalnie już dawno bym odpuścił. Dlaczego nie jest tak i tym razem ?
Podjechałem pod bup, a mój wzrok od razu przyciągnęła oświetlona tabliczka z napisem "otwarte" nad wejściem. Na szczęście. Nie przeżyłbym gdybym się dzisiaj nie napił. Zatrzasnąłem z całych sił drzwi, a kilka stojących na zewnątrz osób skierowało swój wzrok na mnie. Mam to w dupie. Kiedy wszedłem do pomieszczenia, z którego dobiegała głośna muzyka od razu zwróciłem się w stronę baru. Nie mam pojęcia kiedy blond włosa kelnerka  pojawiła się przede mną, kiedy tylko usiadłem na metalowym krześle.
 - Co podać przystojniaku ? - miała piskliwy głos co bardzo mnie irytowało, ale zostawiłem zbędne komentarze dla siebie.
- Dwa razy szkocka. - odpowiedziałem beznamiętnie. Kobieta obróciła się i widziałem jak dosłownie specjalnie kręciła swoim tyłkiem. Jeszcze niedawno zwrócił bym na to uwagę, teraz byłem za bardzo wkurzony żeby myśleć o przeleceniu kelnerki. Za chwilę postawiła  przede mną dwie wypełnione do połowy szklanki z trunkiem.
- Proszę bardzo. - mrugnęła do mnie i przejechała językiem po swojej wardze. Nic nie odpowiedziałem, chwyciłem szklankę do ręki i od razu wypiłem alkohol. Poczułem się trochę lepiej, ale nie tak jak miałem w zamiarze się dzisiaj czuć. Opróżniłem kolejną szklankę, a za chwilę wołałem kelnerkę aby zamówić jeszcze więcej alkoholu. Czekając na zamówienie wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Louisa. Co to za wieczór bez wkurwiającego, ale jednak kumpla ?


Ammie

Powinnam czuć się dobrze. Powinnam odetchnąć z ulgą, że Harry odpuścił. Czy na pewno ? Miałam mętlik w głowie, dlaczego stąd wyszedł ? Może coś się stało ? Postanowiłam zadzwonić do Rose, która, mam nadzieję, wie co się stało z chłopakiem. Chwyciłam swój telefon i znalazłam w kontaktach przyjaciółkę. Odebrała po drugim sygnale, co bardzo mnie zdziwiło,bo nigdy nie miała w zwyczaju odbierać telefonu tak szybko.
-Rose? - słyszałam muzykę i głosy ludzi. Pewnie siedziała właśnie w jakimś barze z Louisem.
-Halo? Am? Nic nie słyszę!
-Rose gdzie jesteś? - muzyka pomału cichła, a ja prawie słyszałam co Rose mówi. Prawie.
- Jestem w pubie z Louisem i Harrym! Co ty mu zrobiłaś Am?! - dobra nie krzycz tak kurwa.
-Porozmawiamy jak przyjadę. Podaj mi adres.
Dlaczego kurwa jestem taka zestresowana? 
Po chwili siedziałam w taksówce, która wiozła mnie prosto do pubu. A czego innego mogłam się spodziewać? To normalne, że cała trójka siedziała w barze. Rose nie była jeszcze pod wpływem alkoholu, ale co z Harrym.. Jak mocno jest na mnie wkurzony ? Dopiero po chwili zauważyłam, jak cała dygoczę. Odkąd poznałam Harry'ego nigdy tak dużo się nie denerwowałam jak teraz. Nie chciałam myśleć co będzie później. 
-Jesteśmy na miejscu. - do rzeczywistości przywołał mnie głos taksówkarza. Wręczyłam starszemu mężczyźnie zapłatę za podwózkę i szybko wysiadłam z samochodu. Na zewnątrz stało mnóstwo ludzi. Próbowałam przebić się przez te tłumy, ale to było prawie nierealne. Po długich próbach i różnych wyzwiskach skierowanych w moją stronę w końcu udało mi się dostać do środka. Oczywiście było tam jeszcze więcej ludzi niż na zewnątrz, ale byłam już tak wkurzona, że przepychałam się nie zważając na nic. Podeszłam do baru i zamówiłam szklankę, nie nie wody. Szkockiej. Musiałam się jakoś uspokoić. Nie przepadałam za alkoholem, ale naprawdę gniew zawładnął moim ciałem. Rozdygotanym ciałem. 
-Tym razem coś mocniejszego - blondyn uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie, że to ten sam barman, który był w klubie tej pamiętnej nocy. W ten dzień poznałam Harry'ego. Czy coś od tamtej pory się zmieniło? Dosłownie wszystko. 
Wypiłam szybko szkocką i skierowałam się do stolików, gdzie stąd zauważyłam blond czuprynę Rose obok której siedział Louis. Spokojnie Ammie. Spokojnie. 
-Cześć. - odezwałam się, wzrokiem szukając Harry'ego.
-Ammie.- Rose dosłownie miażdżyła mnie w swoim uścisku. Była już lekko pijana. Louis skinął lekko głową, chyba nadal był na mnie zły. Usiadłam na przeciwko nich, a Rose zawołała kelnera. Zamówiła trzy shoty. 
-Ammie, a teraz mów co zrobiłam Hazzie! - odrobinę bełkotała. 
-Nic mu nie zrobiłam Rose, to on wyszedł z mojego domu. - wypuściłam powietrze. - Gdzie on jest? - zapytałam po chwili, ale żadne z nich nie chciało udzielić mi odpowiedzi. Rose odchrząknęła wymownie i wskazała głową, na coś za mną. Nie wiedziałam czy chcę się obrócić i zobaczyć co pokazuje mi Rose, a mimo to obróciłam głowę. Ciekawość wygrała, czego od razu bardzo pożałowałam. Harry tańczył właśnie z jakąś brunetką, ubraną w krótką, obcisłą sukienkę. Chłopak bez problemu mógł wsadzić ręce pod jej sukienkę, co właśnie demonstrował, a ja miałam ochotę zwymiotować. Całował ją po szyi, a ona odchyliła głowę w tył. Zupełnie jak ja. Harry robił tak z każdą. Nie byłam wyjątkowa. Harry mógł mieć każdą. Kiedy ich usta, zbliżały się do siebie odwróciłam głowę. Z trudem przełknęłam gulę, która nie mam pojęcia kiedy uformowała się w moim gardle. I kurwa, bardzo trudno było mi się jej pozbyć. Parsknęłam śmiechem w stronę Louisa i Rose. Nie chciałam pokazywać, że w środku tak naprawdę cała się trzęsę. I strasznie boli mnie serce. Nie mam pojęcia dlaczego. 
-Wszystko w porządku? Jesteś blada jak ściana. - Rose położyła dłoń na mojej ręce. Pokręciłam głową i chwyciłam za shota, który nie wiem kiedy znalazł się na naszym stoliku. Wpiłam go bez wahania, a po chwili w brzuchu poczułam przyjemne ciepło. 
-Rose, proszę cię zamów jeszcze. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Naprawdę uważasz, że wszystko w porządku?
-Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. - odpowiedziałam twardo.
-Zamówię tylko dla ciebie. - przywołała kelnera, a za chwilę stał przede mną kolejny shot.
Byłam już odrobinkę pijana, kiedy tak sobie siedziałam i podszedł do mnie wysoki, przystojny brunet. Oczywiście nie tak przystojny jak Harry, żaden nie mógł się z nim równać.
-Zatańczymy ślicznotko? - zachichotałam i podałam brunetowi rękę. Czułam na sobie spojrzenie Louisa i Rose, kiedy znikałam z nim w tłumie. Alkohol całkiem zawładnął moim ciałem. Ruszałam swoimi biodrami w rytm muzyki. Dłonie chłopaka czułam na całym swoim ciele i o dziwo wcale mi to nie przeszkadzało. Było to takie przyjemne. Wyobrażałam sobie, że to Harry, a ta sytuacja z brunetką nie miała wcale miejsca.
-Może pojedziemy do mnie? - nie wiem dlaczego te słowa włączyły w mojej głowie alarm. Chyba nie powinnam tego robić, ale zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Pieprzyć to.
-Mhm.- wymamrotałam, a chłopak zaśmiał się lekko i pociągnął mnie za dłoń. Nogi ciągle mi się plątały, kiedy na kogoś wpadałam. Nagle poczułam chłodne powietrze na mojej rozgrzanej twarzy, chyba wydostaliśmy się na zewnątrz.
-Wsiadasz? - brunet stał przede mną z otworzonymi drzwiami samochodu i dużym uśmiechem na ustach. Z czego on się tak cieszył ?

Harry 

-Kurwa mać! Pozwoliliście jej iść z nieznajomym kolesiem?! - dosłownie wpadłem w furię. Ci idioci puścili Am kompletnie pijaną z obcym mężczyzną! 
-Nie wyżywaj się na nas stary! To ty zabawiałeś się z Tessą, kiedy ona do ciebie przyjechała! - Przyjechała do mnie? Kurwa mać. Wkurzyłem się jeszcze bardziej. 
-Widziała mnie. - to nie było pytanie, na pewno mnie z nią zobaczyła. Z tą dziwką. Tessą.
-Idę jej poszukać, nie wiem jak wy. - Rose nałożyła na siebie płaszcz i skierowała się do wyjścia. Nie mogłem tak stać jak kołek, musiałem coś zrobić. Od tej całej sytuacji byłem już kompletnie trzeźwy.
Wydostaliśmy się na zewnątrz. Było zimno, bardzo zimno. Rozejrzałem się dookoła ale nigdzie jej nie widziałem. Po chwili mój wzrok przykuła drobna osóbka stojąca obok samochodu w samej koszulce. To musiała być Am. Od razu ruszyłem w jej stronę, a Rose i Louis podążali za mną. 
-Ja. Pierdole. Wsiądziesz.W. Końcu. Do. Tego. Jebanego. Samochodu. ? - darł się na nią, a ja miałem ochotę rozwalić mu łeb. 
-Zostaw dziewczynę. - wycedziłem przez zęby. Ammie odwróciła się w naszą stronę ledwo trzymając się na nogach. Po jej policzkach spływały łzy. Co ten idiota jej zrobił? Podszedłem do niej szybko i próbowałem przyciągną do siebie. 
-Nie dotykaj mnie! - wybełkotała i wyrwała się z mojego uścisku. Za chwilę obok niej znalazła się Rose. Narzuciła na nią płaszcz i zaczęła uciszać roztrzęsioną dziewczynę. 
-Chyba wyraziła się jasno koleś. Jest moja. - Chyba kurwa w snach! Brunet podszedł do mnie, sam się prosząc o wpierdol. 
- Prawda ślicznotko? Miałem zaplanowany ostry wieczór dla nas dwojga.. - wziąłem zamach,a  moja prawa pięść dosłownie wbiła się w jego prawe oko. Czułem jak gniew zaczyna brać nade mną kontrolę. Dodał mi sił, dlatego powaliłem tego idiotę na ziemię i zacząłem okładać jego twarz pięściami.
Ammie 

-Harry! - kiedy tylko zobaczyłam, że brunet leżący pod Harrym stracił przytomność ruszyłam w jego stronę. Chyba wytrzeźwiałam. Co tak właściwie się stało? 
-Proszę cię Harry ! Zabijesz go! - złapałam go w pasie i trzymałam z całych sił. Zacisnęłam powieki. Czułam jego zapach, który doszczętnie mną zawładnął. Sytuacja się powtarza Ammie. 
- Błagam cię przestań ! - płakałam jak małe dziecko i dziękowałam Bogu, że to wszystko dzieje się na uboczu i nikt oprócz nas tego nie widzi. Mięśnie chłopaka nieco się rozluźniły, a ja szybko go puściłam. Stanęłam obok dysząc i łkając. Tak bardzo nienawidziłam tego co się właśnie wydarzyło. 
-Rose, błagam zawieź mnie do domu. - czułam jak gorące łzy płyną po moich policzkach. Czułam ogromny ból, który wypalał dziurę w środku mojego brzucha. Miałam ochotę zasnąć. Przespać to wszystko i obudzić kiedy to wszystko się skończy.
-Ammie proszę.. - próbował mnie dotknąć. Odsunęłam się i mocniej opatuliłam się płaszczem. 
-Taksówka już jedzie Am, chodź poczekamy tam. - złapała mnie za rękę, a ja nie obracając się do tyłu ruszyłam za nią.
Kiedy wsiadłam do środka, Rose poszła pożegnać się z Louisem. Oczywiście musieli zacząć się całować i przytulać. Odwróciłam wzrok i spojrzałam wprost na Harry'ego. Stał z boku, z zaciśniętymi pięściami i rękami zwieszonymi w dół. Wyglądał na przygnębionego. Właściwie na jego twarzy malowała się rozpacz. Było mi go szkoda. Chwyciłam za klamkę. Chciałam iść go przytulić, ale nagle przed moimi oczami pojawił się obraz Harry'ego całującego się z brunetką. Od razu cofnęłam dłoń i odwróciłam wzrok w inną stronę. Nie mam pojęcia kiedy będę gotowa spojrzeć mu w oczy.

***

Przepraszam Was bardzo za moją nieobecność. Dużo się u mnie działo. Nowa szkoła, klasa, ludzie i masa nauki, ale daję radę. Rozdział powinien pojawić się dużo wcześniej, ale, w którymś momencie po prostu się zacięłam i nie wiedziałam co dalej pisać. Aż do dzisiaj. Wróciła wena :) Tak jak obiecałam rozdział się pojawił, może nie jest idealny, ale chyba nie jest również najgorszy. Ocenę pozostawiam Wam. Proszę, jeżeli coś źle napisałam, czy wkradł się jakiś błąd piszcie mi to wszystko w komentarzach. Na pewno się poprawię. Chcę aby każdy następny rozdział był lepszy od poprzedniego. Proszę o motywację ! Pozdrawiam, mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku ♥



7.18.2014

Rozdział 3.

Uwielbiałam przebywać w szpitalu gdzie pracowała moja mama spędzając czas z chorymi dziećmi. Nie były to jednak zwykłe choroby, dzieci chorowały na nowotwory. Kiedy ktoś pytał, dlaczego to robię nigdy nie potrafiłam znaleźć jakiejś racjonalnej odpowiedzi. Mój tata zmarł na tą chorobę, może właśnie dlatego tak kochałam tu przebywać, co było trochę dziwne. Po prostu wychodziłam stąd, ze świadomością jak bardzo życie jest kruche. Przychodziłam tutaj od dwóch lat, kilka razy w tygodniu. Przez dwa lata poznałam mnóstwo małych człowieczków czekających z nadzieją na koniec choroby. Wiele razy wracałam ze szpitala przybita, kiedy dla jakiegoś dziecka nie było ratunku. Potrafiłam płakać tygodniami przez niesprawiedliwy (moim zdaniem) świat. Nie lubiłam w sobie tej nadmiernej wrażliwości, ale każdy mi powtarzał, że była to moja zaleta. 
Przez te dwa lata żadne dziecko nie wprawiało mnie w taką radość jak Darcy. Dziewczynka miała sześć lat, jednak była bardzo inteligenta. Spędzanie z nią czasu było czystą przyjemnością. Darcy nie raz zadziwiała wszystkich. Jej śliczne,błękitne oczka, cały czas były szeroko otwarte, były ogromne. Miała długie, blond loki, które kaskadami opadały jej na ramionka. Teraz niestety na głowie Darcy nie było ani jednego włosa. Czerwone usta, często traciły swój kolor z powodu choroby, ale jej zaróżowione policzki cały czas utrzymywały się na twarzy. Moim zdaniem Darcy wyglądała jak aniołek. Niewinny aniołek.
Chorowała od czwartego roku życia na białaczkę. Choroba czasami ustępowała, jednak cały czas do niej wracała. Mimo tego dziewczynka prawie zawsze była uśmiechnięta, zarażając tym wszystkich w koło. Darcy czuła się teraz trochę lepiej, dlatego postanowiłam ją dzisiaj odwiedzić.
Popchnęłam wielkie, szklane drzwi z naklejonym napisem Oddział dziecięcy. Za chwilę szłam długim korytarzem, na którego ścianach namalowane były liczne rysunki, przedstawiające postacie z bajek dla dzieci. Miały one umilić im spędzony w szpitalu czas, jednak wątpiłam aby cokolwiek było w stanie to zrobić. Widziałam w poszczególnych pokojach dzieci, niektóre z rodzicami inne siedzące same. Strasznie szkoda było mi tych samotnych, miałam ochotę je wszystkie przytulić. Pachniało tutaj lekarstwami, co było chyba normalne w szpitalu, jednak nie lubiłam tego zapachu. Źle mi się kojarzył. Kiedy dotarłam do pokoju Darcy, przez szybę w drzwiach dostrzegłam, że dziewczynka leży na łóżku, a jej rączka podłączona jest do kroplówki. Mimo to jej wielkie oczy cały czas rozglądały się po pomieszczeniu. -Była strasznie osłabiona. -usłyszałam nad sobą słaby, kobiecy głos należący do mamy Darcy. Obróciłam się w stronę kobiety, aby napotkać jej szare, zmęczone oczy. Ciemnobrązowe włosy były teraz w nieładzie, a twarz od kiedy ostatni raz ją widziałam znowu strasznie schudła. Policzki były zapadnięte, a cera poszarzała. -Pytała o Ciebie, Ammie. - dodała lekko się uśmiechając, cały czas wpatrzona w dziewczynkę znajdującą się za drzwiami. Posłałam jej przyjemny uśmiech i nacisnęłam klamkę od drzwi prowadzących do pokoju dziewczynki. Zamknęłam je delikatnie, kiedy znalazłam się w środku. Darcy zdawała się mnie nie zauważyć, dopóki nie usiadłam na metalowym krześle obok jej łóżka. Bywałam tu wiele razy. Biel przeważała w pokoju, co było trochę dziwne, bo była to sala dla dziecka. Ściany, sufit, pościel, wszystko było w tym odcieniu. Nawet umywalka znajdująca się po prawej stronie łóżka ze stojącym na niej środkiem dezynfekującym. Jedynie miętowe obicie krzesła wyróżniało się  z pośród dominującej bieli. -Ammie. - uniosła lekko w górę głowę, na co od razu zareagowałam wstając i lekko pochylając się nad nią. -Kochanie, musisz leżeć. - nakazałam jej i pogłaskałam delikatnie jej ciepłe czoło. Dziewczynka wróciła do swojej wcześniejszej pozycji. Siedziałyśmy w ciszy, którą jednak Darcy za chwilę przerwała.- Dla mnie nie ma już szansy, prawda? - zapytała swoim słabym głosikiem, a mnie momentalnie zatkało. Wpatrywała się we mnie błękitnymi oczami czekając na jakąkolwiek reakcje, ale jej słowa .. słowa sześcioletniej dziewczynki przyprawiały mnie o dreszcze. -Darcy nie opowiadaj głupstw. - zaśmiałam się nerwowo, kiedy odzyskałam już głos. -Oczywiście, że wyzdrowiejesz.- uśmiechnęłam się, próbując zapanować nad swoim drżącym głosem. -Obiecujesz? - wyszeptała, nadal wpatrzona w moje oczy. Złapałam jej drobną dłoń i wypuściłam głośno powietrze. -Obiecuję. - odpowiedziałam, a kąciki jej ust od razu uniosły się ku górze.

                                                                      Harry

Zaparkowałem swój samochód na parkingu i szedłem w stronę dużego budynku z mnóstwem okien. Wchodząc po schodkach prowadzących do drzwi wejściowych zdjąłem swoje okulary przeciwsłoneczne i zawiesiłem na mojej koszulce. Dowiedziałem się od Rose, że Ammie często bywa w szpitalu dziecięcym, czego nie rozumiałem dopóki, nie zobaczyłem dziewczyny siedzącej przy łóżku jakiejś dziewczynki. Wyglądała na poważnie chorą, a Ammie promieniała przy niej. Jakby każde słowo z ust dziecka, było czymś cudownym. Stałem tak może dziesięć minut przyglądając się jak dziewczyna pomaga dziecku wstać, albo podaje jej szklankę z napojem. Wyglądała na czujną.  Momentalnie duże, błękitne oczy dziewczynki napotkały moje. Wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem, aby za chwilę mimo choroby promiennie się uśmiechnąć. Odwzajemniłem jej uśmiech, lekko zmieszany tą sytuacją. Nie byłem przyzwyczajony do tego. Zazwyczaj ludzie na mój widok omijali mnie szerokim łukiem, a ona po prostu uśmiechała się tak niewinnie. Ammie była odwrócona w stronę dziewczynki, więc mnie nie widziała, ale kiedy odwróciła się sprawdzając na co patrzy dziecko była przerażona. Uśmiechając się przyjaźnie podniosłem rękę i pomachałem w jej stronę. Zauważyłem rozbawienie na twarzy dziewczynki. Ammie nachyliła się nad nią i wyszeptała coś do ucha. Za chwilę z kamienną miną kierowała się w moją stronę. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi i poważna stała wpatrując się we mnie.
-Cześć, Ammie. -powiedziałem radośnie, przyglądając się dziewczynie. Od razu spuściła wzrok, kiedy napotkała mój. Zaśmiałem się kiedy przegryzła dolną wargę. Była taka wstydliwa, ale podobało mi się to. Bardzo mi się to podobało. -Co Ty tutaj robisz? - zapytała szorstko, chyba nie do końca zadowolona z mojej wizyty. Na moją twarz od razu wkradł się łobuzerski uśmiech. -Mi również miło Cię widzieć. - powiedziałem rozbawiony, a dziewczyna zdawała się być zdezorientowana. Nie czekałem na żadną reakcję z jej strony. -Kto to ? - lekko kiwnąłem głową w stronę sali gdzie leżała dziewczynka. Nie odpowiedziała od razu, ale jej wzrok od razu powędrował w stronę łóżka z dzieckiem. Założyła ręce na piersiach i z westchnięciem zwróciła swój wzrok na mnie.- To Darcy. Często do niej przychodzę. - odpowiedziała cicho. -Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem ? - zapytała po chwili, marszcząc brwi. Nie chciała kontynuować rozmowy o Darcy, widziałem to. Spojrzałem w jej wystraszone, błękitne oczy. Były piękne, można było się w nich u  topić. Widziałem wiele kobiet z niebieskimi oczami, ale żadne, nawet w najmniejszym stopniu nie były takie jak Ammie. Ona wyglądała tak .. bezbronnie. Bała się mnie. Widziałem to w jej oczach, w jej drżących dłoniach, które próbowała ukryć. Bała się mnie. -Idziesz dzisiaj ze mną na kolację. - powiedziałem stanowczo ignorując jej wcześniejsze pytanie. Uśmiechnąłem się zadziornie widząc jej zdezorientowaną minę. Otworzyła swoje usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale za chwilę je zamknęła. Moje słowa chyba nie pozwalały jej logicznie myśleć.
-Harry ja..ja nie..- wyjąkała, a mi się to wcale nie spodobało. Żadna kobieta nigdy mi nie odmówiła, a ta myśl jeszcze bardziej mnie wkurzyła. Podszedłem do niej, a ona zrobiła krok do tyłu. To jej sprzeciwianie się mi tylko działało na jej niekorzyść. Wtedy przyciągała mnie jeszcze bardziej. Podszedłem bliżej, kiedy Ammie wpadła na ścianę nie mając dokąd uciec. Zbliżyłem usta do jej ucha, na co od razu się wzdrygnęła. Słyszałem jej głośne bicie serca, kiedy byłem blisko niej. Pachniała tak pociągająco. Przyciągnąłem ją do siebie zaciągając się jeszcze bardziej jej cudownym zapachem. Stykaliśmy się biodrami, kiedy próbowała się wykręcać, ale jej dłonie przełożyłem do jednej ręki zaciskając w żelaznym uścisku. Nie miała ze mną szans. Była taka drobna.
-Harry, proszę. - powiedziała błagalnie. Przekręciłem lekko głowę żeby mieć na nią lepszy widok. Wypuściłem jej ręce, ale jedna od razu powędrowała w dół pleców, a drugą założyłem jej ciemne fale za ucho. Ammie chyba wyczuła, że chcę się zbliżyć do jej szyi, bo posłała mi nieme "proszę". Za późno. Moje wargi mocno wpijały się w jej gładką skórę szyi, zostawiając na niej mokry ślad. Odsunąłem się od niej na moment przyglądając się malince, która ozdabiała teraz szyję dziewczyny. Jej dłoń od razu powędrowała do czerwonego miejsca przykładając tam palce. Na jej twarzy wystąpił grymas, kiedy potarła to miejsce. -Idziesz ze mną na kolację. - rzuciłem surowym głosem, wpatrzony w jej błękitne tęczówki. Ammie momentalnie się wyprostowała, a jej wyraz twarzy zmienił się na pewny siebie. -Nie.- odpowiedziała stanowczo, a mnie właściwie zatkało. Żadna nigdy mi się nie sprzeciwiła. Przycisnąłem ją dość brutalnie do ściany, na co syknęła z bólu. Nie powinienem jej tak mocno przyciskać. Moje usta powędrowały do zagłębienie między ramieniem, a uchem dziewczyny. Czując mój oddech Ammie zadrżała, a ja zacząłem całować nowo ukazaną skórę. Była taka miękka. Oddychała szybciej kiedy ją przegryzłem. Chciałem żeby powiedziała, że ze mną pójdzie. Dziewczyna była nieugięta, ale kiedy zacząłem ssać to miejsce zdawała się nie wytrzymać więcej tortur. -Pójdę z tobą! Harry pójdę z tobą na kolację. -wyjęczała, a ja słysząc te słowa od razu się od niej odkleiłem. Naparła swoimi małymi dłońmi na mój tors. -Masz po mnie pamiątkę. - posłałem jej złośliwy uśmiech. Dziewczyna wywróciła tylko oczami, próbując dalej uwolnić się z mojego uścisku. Nie musiała długo się wysilać, bo sam ją puściłem. Zarzuciła swoje włosy na ramię, aby zakryć moją niespodziankę. Spojrzałem na nią ostatni raz.- Bądź gotowa o dziewiątej. - rzuciłem w jej stronę, nie czekając na odpowiedź. Obróciłem się na pięcie i skierowałem do wyjścia ze szpitala.

Byłam w pułapce. Nie wiedziałam co zrobić z Harrym. Rose nie chciała mi pomóc, Louisa nawet o to nie prosiłam. Od czasu, kiedy wyszedł wkurzony z mojego domu unikał mnie. Szłam do domu ze szpitala, pocierając moimi butami o chodnik. Droga do niego ciągnęła mi się w nieskończoność. Jeden, jedyny raz nie chciałam do niego wracać, bo wiedziałam co stanie się później. Kolacja z Harrym. Na samą myśl o tym tłumiłam w sobie jęk. Chłopak mnie przerażał, a ja nic nie mogłam z tym zrobić.
Na dworze się ściemniało, jedynie lampy ustawione wzdłuż ulicy rzucały na nią lekkie promienie światła. Słońce już dawno zaszło. Zapięłam do końca swoją kurtkę, czując chłodny powiew wiatru. Było tak cicho i pusto, co było przyjemne, jednak trochę mnie niepokoiło.
-Hej, laleczko! - właśnie o tym mówiłam. Usłyszałam za sobą wyraźnie męski głos. Momentalnie przyspieszyłam chód, a serce biło mi niemiłosiernie szybko. Próbowałam skręcić w prawo, kiedy wysoki mężczyzna stanął na przeciwko mnie nie pozwalając przejść. Kroki drugiego słyszałam za sobą. Uśmiechał się szyderczo i zbliżył w moją stronę.- Taka ślicznotka nie powinna sama chodzić tutaj o tej porze. - powiedział unosząc moją brodę do góry, abym na niego spojrzała. Miał góra trzydzieści lat. Dwudniowy zarost utrzymywał się na jego twarzy, a krótkie, czarne włosy sterczały w każdą stronę. - To niebezpieczne. - dodał, a jego uśmiech sprawiał, że cała drętwiałam. Poczułam silne szarpnięcie za sobą. Drugi z mężczyzn złapał moje ramiona i przyciągnął do siebie. Próbowałam się wyrwać, ale to nic nie dało. Wręcz przeciwnie, chłopak jeszcze bardziej zacisnął swój uścisk. -Puść mnie. - wycedziłam przez zęby. On uśmiechnął się tylko złośliwie. Zostałam przyciśnięta do ściany jakiegoś budynku. Ręce bolały mnie od szarpania się. -Zabawimy się troszkę. - chłopak o czarnych włosach szybko znalazł się koło mnie, kiedy ten drugi mimo moich prób wyrwania się ściągnął ze mnie kurtkę i razem z torbą odrzucił na ziemię. Cała drżałam. Dlaczego do cholery nikt teraz tędy nie przechodził?! Po policzkach spływały łzy, kiedy złapał mnie za włosy i pociągnął w swoją stronę. Nie ściągnął, a zerwał ze mnie mój sweter. Pozostałam w samej bluzce na ramiączkach,kiedy zbliżył się do mnie i chwycił za biodra. Jego dłoń powędrowała w okolice mojego zamka od jeansów, kiedy usłyszałam głos, który tak dobrze znałam i który mnie przerażał, jednak teraz cieszyłam się, że go słyszę. -Puść ją. - Harry. Tutaj. Był. Stał kilka kroków ode mnie z zaciśniętymi pięściami. Widziałam jak jego klatka unosi się i opada, oddychał ciężko,a  jego głos przepełniony był gniewem. Chłopak, który dobierał się do moich spodni od razu mnie puścił i cofnął się o kilka kroków. Harry momentalnie znalazł się koło niego i jednym ruchem powalił na ziemię. Jego szczęka była zaciśnięta w gniewie, a mięśnie napięte. Chłopak próbował się tłumaczyć, ale Harry zdążył na nim usiąść i okładać jego twarz pięściami. -Ty pierdolony chuju! -wysyczał, a jego ruchy były przepełnione złością. Wpadł w furię. Chłopak leżący na ziemi jęczał z bólu, a jego twarz zaczynała pokrywać się krwią. Momentalnie zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Nie wiedziałam co mam zrobić. Dostrzegłam, że drugiego chłopaka już nie ma. Pewnie przestraszony uciekł. Nie mogłam tak stać i patrzeć jak Harry go wykańcza. Jeżeli zaraz czegoś nie zrobię on go zabije. - Harry przestań ! - zdesperowana krzyknęłam do niego i próbowałam dotknąć jego ramienia, ale chłopak zdawał się mnie w ogóle nie słyszeć. Był jak w amoku, nie reagował na nic. -Jesteś pierdolonym śmieciem! - z jego ust wydobywały się same przekleństwa. To nakręcało go jeszcze bardziej. Chłopak leżący pod nim pomału tracił świadomość. -Zabijesz go ! - krzyknęłam drugi raz i tym razem złapałam za ramię. Harry wzdrygnął się czując mój dotyk, jednak nie przestawał okładać chłopaka pięściami. Musisz być spokojna, musisz go uspokoić. -Proszę Cię. -wyjęczałam błagalnie. Pociągnęłam jego rękę, a chłopak po chwili niechętnie cofnął swoje pięści. -Proszę Cię nie rób tego. - próbowałam zapanować nad swoim drżącym głosem. Harry zawahał się na moment. Próbowałam brzmieć łagodnie i chyba udało mi się to, bo Harry podniósł się z ciemnowłosego. Jego pięści były całe we krwi, które wytarł w swoją czarną koszulkę. Nadal się jeszcze nie uspokoił, ponieważ ciężko oddychał, ale najważniejsze, że zostawił chłopaka. Oparł swoje ręce o kolana oddychając ciężko. Po chwili skierował się  w moją stronę. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła, kiedy napotkałam jego ciemne od gniewu oczy. -Nie powinnaś chodzić sama o tej porze. - to samo powiedział tamten chłopak i nie skończyło się to dobrze, jednak wiedziałam, że z Harrym tak nie będzie. Wpatrywał się we mnie swoimi oczami, które stawały się coraz jaśniejsze.- Nic Ci nie zrobił? - zapytał łapiąc mnie za ramiona i przyglądając mi się od góry do dołu. Pokręciłam głową zdezorientowana. Ściągnął z siebie swoją, czarną marynarkę i zarzucił na mnie. No tak, dopiero teraz zauważyłam, że cała dygoczę z zimna. Stałam tylko w białej bluzce na ramiączkach.
-Wsiadaj do samochodu, zawiozę Cię do domu.- nakazał, podając mi torebkę, którą chwilę wcześniej podniósł. Sweter nie nadawał się już do użytku, dlatego został na ziemi. Kiwnęłam głową, a Harry złapał mnie za rękę i zaplótł je w uścisku. Biło od niego przyjemne ciepło. Ciągnął mnie w stronę samochodu, który znajdował się niedaleko. Kiedy już się tam znaleźliśmy otworzył mi drzwi, a ja bez chwili zawahania do niego weszłam. Moje ciało dalej drżało. Dalej niesamowicie się bałam. I tego co przed chwilą się stało, ale również tego co miało się jeszcze stać. Harry za chwilę również znalazł się w samochodzie.
Jechaliśmy w ciszy. Chłopak ani razu nie posłał mi żadnego ze swoich głupich uśmiechów, nawet na mnie nie spojrzał. Miałam wrażenie, że jest na mnie zły, jednak nie miałam pojęcia za co.
-Ja..um..dziękuję za uratowanie mnie od..nich. -wyjąkałam po chwili, wpatrując się w jego profil. Skinął prawie niezauważalnie głową, jednak dalej nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Wydawał się być strasznie spięty, a ja naprawdę nie wiedziałam o co chodzi. Reszta drogi do mojego domu minęła w ciszy. Żadne z nas już się nie odezwało.
Kiedy zatrzymaliśmy się koło mojego domu, Harry obszedł samochód i otworzył mi drzwi. Wyskoczyłam z niego szybko, co spowodowało, że zakręciło mi się w głowie. To za dużo wrażeń jak na jeden dzień, jeżeli można było to tak nazwać, ponieważ były to nieprzyjemne wrażenia. Zachwiałam się lekko na nogach, a Harry momentalnie znalazł się obok mnie i przytrzymał w pasie. -W porządku? - zapytał zaniepokojony swoim ochrypłym głosem. Wpatrywał się we mnie z troską wymalowaną na twarzy. Pokiwałam lekko głową i wyswobodziłam się z jego uścisku kierując się w stronę drzwi od domu.
Mama krzątała się po kuchni, a mnie to bardzo zdziwiło, ponieważ miała dzisiaj nocną zmianę. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie to, że Harry wszedł za mną i witał się z moją mamą jakby już kiedyś się spotkali. - Witaj Harry. - moja mama posłała mu promienny uśmiech. Stałam zdezorientowana. Skąd ona znała jego imię? - Dobry Wieczór pani Emilly. - chłopak odpowiedział z równie przyjaznym uśmiechem co ona. Wryło mnie w ziemię, a szczęka mi opadła. Nie wiedziałam co jest grane, ale wcale mi się to nie podobało. -Znacie się? - od razu wzrok mojej mamy powędrował na mnie. Zmierzyła mnie od góry do dołu, a na jej twarz wstąpił niepokój. Lustrowała moje przekrwione od płaczu oczy. -Ammie kochanie, co się stało? - w mgnieniu oka znalazła się koło mnie i oglądała każdą część mojego ciała. Chciałam tylko żeby nie zobaczyła mojej malinki na szyi, której sprawcą był stojący obok mnie chłopak. Wszystko tylko nie to. -Ammie została napadnięta przez dwóch napalonych mężczyzn. - zanim cokolwiek zdołałam powiedzieć odezwał się Harry. Posłałam mu zimne spojrzenie, ponieważ wcale nie chciałam żeby moja mama się o tym dowiedziała. Nie chciałam żeby się martwiła. Harry wydawał się być tym jednak niewzruszony. - O mój Boże! - głos mojej mamy rozległ się po domu. Wyglądała na spanikowaną, a ja miałam ochotę zabić wtedy Harry'ego. Właśnie tego chciałam uniknąć. -Mamo, jest w porządku. - powiedziałam łagodnie i posłałam jej uspokajające spojrzenie. Wiedziałam, że się o mnie martwi, jednak nienawidziłam kiedy ktoś martwił się o mnie. -Nie byłoby w porządku gdyby nie Harry. - posłała mi srogie spojrzenie, a ja wywróciłam oczami i skierowałam się w stronę kuchni. Przez to wszystko zrobiłam się naprawdę głodna. -Dziękuję Ci, jesteś naprawdę wspaniały. - słowa mojej mamy skierowane do chłopaka sprawiły, że bardzo się zdenerwowałam, a kiedy zaproponowała żeby został on na kolacji myślałam, że zacznę krzyczeć. Moja mama była kolejną osobą, która nie widziała w Harrym nic niebezpiecznego. Wręcz przeciwnie, myślała pewnie, że jest idealny. Ja jednak widziałam go już dwa razy pod wpływem złości, kiedy okładał kogoś pięściami. Był cholernie niebezpieczny.
Harry zajął miejsce przy stole obok mnie, a mama znajdowała się na przeciwko nas. Przeklinałam w duchu, że zaprosiła go na tą nieszczęsną kolację. Mama nadawała jak szalona o swoich przygodach w pracy, kiedy ja poczułam dużą dłoń na swoim udzie. Wiedziałam do kogo ów dłoń należy, jednak kiedy zaczęła się ona przemieszczać w górę zastygłam w bezruchu. Harry odchrząknął wymownie, odpowiadając mojej mamie na wcześniej zadane przez nią pytanie. Był doskonale skupiony na dwóch rzeczach, kiedy ja nie miałam pojęcia co powiedziała moja mama. Ręka chłopaka dotknęła właśnie moich miejsc intymnych, a ja wyskoczyłam szybko zza stołu. -Um..muszę do toalety. -powiedziałam, a na moją twarz wkradł się rumieniec. Mama skinęła lekko głową, a na Harry'ego wolałam nie patrzeć. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jest teraz nieźle rozbawiony.
Wspięłam się schodami na górę, potykając się co chwila. Zamknęłam drzwi łazienki i przekręciłam w zamku mały, srebrny kluczyk. Z westchnięciem przeniosłam ręce na umywalkę i oparłam się o nie. Miałam ochotę wziąć prysznic, który ukoiłby moje nerwy, jednak to byłoby trochę dziwne. Namoczyłam dłoń zimną wodą i przeniosłam na rozgrzane policzki. Co on sobie do cholery wyobrażał ?!
Byłam wściekła, kiedy wyszłam z łazienki i szybko zeszłam na dół. Mama właśnie chwytała swoją torebkę, a ja przypomniałam sobie, że ma dzisiaj nocną zmianę. Momentalnie uderzyła w mój organizm fala gorąca. -Ammie, idę do pracy. Zostanie z tobą Harry. - powiedziała w biegu sięgając po kluczyki. Skierowała się w stronę drzwi naciskając klamkę. -C..co? - wykrztusiłam zszokowana, a mama obróciła się w moją stronę. - Harry powiedział, że może z tobą zostać. - uśmiechnęła się podekscytowana. -Ammie spóźnię się. Muszę lecieć, pa. - cmoknęła mnie w czoło, często tak robiła i zniknęła za dużymi, drewnianymi drzwiami. Stałam z opuszczonymi rękami po bokach oddychając szybciej. Wpatrzona byłam w drzwi, w których chwile wcześniej zniknęła moja mama. Wiedziałam, że Harry znajduje się tuż za mną, czułam na sobie jego przeszywający wzrok. Pomału odwróciłam się w jego stronę. Stał szelmowsko oparty o ścianę. Wyglądał tak pociągająco, jak anioł. Był piękny. Niesforne loki opadały na jego twarz. Przeczesał je dłonią w górę. Był to bardzo seksowny ruch, od którego od razu zmiękły mi kolana. Po prostu stałam tak i lustrowałam go wzrokiem od góry do dołu. -Dlaczego mi się tak przyglądasz ? - zapytał z rozbawieniem ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach. Miałam ochotę wsadzić w nie palce, ale wtedy uznałby, że ma do czynienia z psychicznie chorą dziewczyną. -Zastanawiam się co robisz w moim domu. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nadal byłam trochę spięta, ale kiedy miał tak łagodny wyraz twarzy nie przerażał mnie tak bardzo. -Twoja mama mnie o to poprosiła. - odrzekł, a rękami odepchnął się od ściany. Serce przyspieszyło mi, kiedy znalazł się blisko mnie. Jego duża dłoń sprytnie wsunęła się pod mój biały t-shirt. Moje ciało przeszły miliony dreszczy czując jego dotyku. Byłam wściekła, że Harry z taką łatwością potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Kreślił kółka na moim brzuchu, a ja czułam się jak w śnie. Zacisnęłam powieki i odchyliłam do tyłu głowę. Czułam bijące od niego ciepło, które wprawiało mnie w oszołomienie. Zbliżył usta do mojej szyi i składał na niej delikatne pocałunki. Przegryzłam usta rozkoszując się tym doznaniem. Momentalnie chłopak odsunął się ode mnie z rozbawioną miną. Odsunął ode mnie dłonie, a ja czułam pustkę ? Co on ze mną wyprawiał ? - Jesteś pełna sprzeczności. -podsumował śmiejąc się głośno. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale chyba wcale nie chciałam wiedzieć. - A teraz idź przygotuj się na kolację. - uśmiechnął się promiennie, a ja stałam jak wmurowana. Co się ze mną do cholery działo ?

***
Cześć kochani ! Rozdział powinien pojawić się trochę wcześniej, ale naprawdę miałam bardzo mało czasu na pisanie go :( Jednak myślę, że nic się nie stało, że dodałam go trochę później. Następny pojawi się .. nie wiem kiedy, ale NA PEWNO się pojawi. Mam nadzieje, że niedługo, ale rozumiecie.. wakacje :) Proszę Was komentujcie, bo każdy komentarz jest dla mnie OGROMNĄ motywacją, a jeżeli nie komentujecie to tej motywacji nie mam i rozdziały się pojawiać nie będą ;c Pozdrawiam Was cieeplutko i miłych wakacji życzę ♥

7.03.2014

Rozdział 2.

Minął tydzień od mojego jedynego i ostatniego spotkania z Harrym. Chłopak po tym jak sprawił, że moje ciało ogarnął paraliż odszedł bez słowa i od tamtej pory nie wiedziałam co się z nim dzieje. Byłam nieco spokojniejsza tym, że od tygodnia nie daje znaku życia. Może dał mi spokój ? Odpowiedzi na to pytanie niestety nie znałam. Wiedziałam tylko, że brunet wywołał we mnie emocje, których tak naprawdę nikt nigdy wcześniej nie odkrył. Oczywiście wcale nie były to pozytywne emocje. Wystarczyło kilka godzin, aby zawładnął moim umysłem, a kiedy znajdował się obok, także ciałem. Bałam się go, przez cały ten tydzień byłam o wiele bardziej ostrożniejsza niż zazwyczaj. Każdy mężczyzna idący za mną wydawał mi się podejrzany. W torebce nosiłam gaz pieprzowy, co było trochę śmieszne. Od tygodnia nie chodziłam również już tą ulicą, na której widziałam jak Harry bije blondyna. Bałam się, że mogę go ponownie spotkać, czego bardzo bym nie chciała, dlatego omijałam każde miejsce gdzie (według mnie) mogłabym go zobaczyć.
Leżałam na swoim łóżku, patrząc w sufit. Nigdy nie przypuszczałam, że ów sufit może być tak bardzo interesujący. Może to działa tylko wtedy, kiedy myśli o mało co nie rozerwą nam głowy ? Oczywiście mojej mamy kolejny wieczór nie było w domu. Nie miałam jej tego za złe. Wiedziałam, że ciężko pracuje w pobliskim szpitalu, dlatego wolałam nie czepiać się jej o to. Sama nie raz przesiadywałam tam godzinami, bawiąc się z chorymi dziećmi.
Mama nie wiedziała jednak, że jej córka czuję się bardzo samotna. Teraz siedziała u mnie Rose, ale ona też kiedyś musi wrócić do domu. Czy oprócz niej nie miałam naprawdę nikogo ? Świadomość, że taka jest prawda wprawiała mnie w jeszcze gorszy nastrój niż się obecnie znajdowałam.
-Idziemy dzisiaj do klubu. - głos Rose przywołał mnie do rzeczywistości. Od razu obróciłam głowę w jej stronę. Dziewczyna siedziała w fotelu malując paznokcie u prawej ręki. Wydawała się być bardzo skupiona, nawet na chwilę nie spojrzała w moją stronę. Jej blond włosy dzisiaj były lekko zakręcone, podobała mi się taka Rose. Ubrana była w krótką, kolorową spódniczkę i czarną bluzkę na ramiączkach. Nie widziałam jakie miała buty, ponieważ Rose zdjęła je na dole, jednak obstawiałam, że są to czarne szpilki. - Ja i Louis. - dodała, a na samo imię chłopaka kąciki jej ust uniosły się ku górze. - Idziesz z nami ? - zapytała dmuchając na swoje paznokcie. - Louis ściągnie Harry'ego. Będzie fajnie. - obróciła głowę w moją stronę i puściła oczko uśmiechając się ciepło. Serce podskoczyło mi do gardła, a ręce zaczęły się trząść. Harry ? Nie ma mowy, żebym tam poszła. Miałam żal do samej siebie, że nie powiedziałam blondynce o moich "przygodach" z brunetem. Rose była nieświadoma jak niebezpiecznym chłopakiem jest Harry. Mówiłyśmy sobie wszystko, jednak o tym nie potrafiłam jej powiedzieć. Nie wiedziałam dlaczego. Musiałam ją uświadomić.
-Rose, Harry jest niebezpieczny. - powiedziałam podnosząc się z łóżka. Próbowałam zapanować nad swoim głosem, żeby nie trząsł się tak mocno, jednak nie bardzo mi to wychodziło. Dziewczyna spojrzała na mnie, marszcząc brwi. Kiedy blondynka zobaczyła, że mówię całkiem poważnie parsknęła śmiechem. - Rose mówię poważnie! - podniosłam głos, zirytowana tym, że dziewczyna mi nie wierzy.
-Przestań Am. - pokręciła głową. - Harry to uroczy facet. Może trochę zagubiony, ale zapewniam Cię, że nie ma w nim nic niebezpiecznego. - posłała mi uspokajające spojrzenie. Uroczy facet ?! Serio Rose ?! Serio ?!
Właśnie w tym momencie usłyszałyśmy pukanie do drzwi, co przerwało nam dalszą konwersację. Zaklęłam cicho pod nosem i niechętnie podniosłam się z łóżka. Schodząc po schodach, skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Otworzyłam je nie zerkając nawet przez dziurkę. Prychnęłam pod nosem. Przecież Harry nie zna Twojego adresu, Ammie. Nie musisz się bać. W drzwiach stał nie kto inny jak Louis. Louis Tomlinson. Właśnie tego się spodziewałam.
 -Cześć Am. - posłał mi przyjemny uśmiech, który odwzajemniłam, jednak nie z takim entuzjazmem jak Louis. Gestem ręki nakazałam żeby wszedł do środka. Chłopak posłusznie wykonał moje polecenie, a ja pośpiesznie zamknęłam drzwi, bojąc się jednak, że Harry też mógłby przyjść.
-Cześć, mała. - rzucił do Rose, która znalazła się koło niego, nie mam pojęcia kiedy i wpadła w jego ramiona. Louis zaśmiał się głośno, a ja wywróciłam oczami i obróciłam się na pięcie kierując do salonu. Nie miałam ochoty na patrzenie jak się obściskują. Byłam wkurzona tym, że dziewczyna nie wierzy mi co do Harry'ego.
Usłyszałam za sobą ich kroki i śmiechy, a za chwilę oboje rzucili się na kanapę. Rose cały czas wtulona była w tors chłopaka szczerząc się jak głupia.
-Am idzie dzisiaj z nami. - wydawała się być bardzo podekscytowana decydowaniem za mnie, a mi zbierało się na wymioty.  Westchnęłam i założyłam ręce na piersiach.
-Nie ma mowy. Nie chcę spo .. nie mam dzisiaj czasu. - wymamrotałam pod nosem. Nie chciałam żeby myśleli, że boję się Harry'ego. Bo tak nie było. Nie bałam się go.. No dobrze może i bałam, ale ten facet naprawdę był niebezpieczny. Czy tylko ja to do cholery zauważyłam ? No tak ,dalej nie powiedziałam Rose co widziałam wtedy, kiedy wracałam do domu, więc w sumie skąd mogła wiedzieć jaki jest Harry?
-Am, cały czas siedzisz w domu. Musisz gdzieś wyjść. - Rose posłała mi spojrzenie pełne troski. Nadal nie wiedziała o co tak naprawdę chodziło.- Harry będzie i .. - na sam dźwięk jego imienia moje serce przyspieszyło. Nie tylko ono, bo wszystko w moim organizmie zdawało się toczyć wojnę. 
-Już Ci mówiłam coś na ten temat Rose. - przerwałam jej podnosząc odrobinkę głos. Rose westchnęła zrezygnowana. Oh, jak ona działała mi czasem na nerwy.
-O co chodzi ? - Louis wydawał się być trochę zdziwiony naszą wymianą zdań. Blondynka spojrzała na mnie, tak jakby pytając czy może powiedzieć swojemu chłopakowi. Prawie niezauważalnie skinęłam głową. Czas w końcu było otworzyć im oczy. A może tylko Rose ? Przecież Louis kumplował się z Harrym, więc na pewno dużo o nim wiedział.
-Am uważa, że Harry jest niebezpieczny. - powiedziała oschle, wywracając oczami. Uważała to za całkowitą bzdurę.
Louis wybuchł śmiechem, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. Dosłownie zwijał się na kanapie, a we mnie rosła potworna złość. Z każdą sekundą jego głupiego rechotu. 
-H..Harry niebezpieczny ? - próbował powstrzymać śmiech zakrywając twarz dłonią. - Naprawdę znakomity kawał Ammie. - powiedział kręcąc głową rozbawiony, jednak w jego głosie dało się usłyszeć niepewność. Podniósł się z kanapy i podszedł do stojącego na szafce soku cały czas się śmiejąc. Chwycił stojącą obok szklankę i zapełnił ją nim do połowy.
-To jak mi wytłumaczysz okładanie pięściami niewinnego człowieka ?! -  byłam wściekła, dlatego tak wypaliłam nie myśląc co tak naprawdę mówię. - Widziałam Harry'ego jak bił jakiegoś mężczyznę na dzielnicy koło mojego domu. - Louis o mało nie zakrztusił się napojem, który chwilę wcześniej spoczął w jego ustach. Rose otworzyła szerzej oczy, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie co chciałam jej przekazać. I pewnie tak było. - Czy nadal uważacie, że ten chłopak jest zupełnie normalny ? - kontynuowałam nie zważając już na nic. Chciałam po prostu czuć się bezpieczna. Chciałam to komuś powiedzieć, co właśnie nastąpiło. Brawo Ammie. Ale czy na pewno to był dobry pomysł ? W pokoju nastała cisza, ale tylko na moment, ponieważ za chwilę Louis zabrał głos.
- Musiałaś pomylić Harry'ego z kimś innym. - wycedził przez zęby. Brunet już nie był rozbawiony jak chwilę wcześniej. Zacisnął szczękę i wydawał się być zdenerwowany. Bardzo zdenerwowany. Jakbym powiedziała coś strasznego. Coś czego brunet nie akceptował. Coś przez co właśnie się rozzłościł. Coś czego nie było dane mi wiedzieć. Nie pomyliłam się, tego byłam pewna, jednak wolałam się teraz nie odzywać. I tak powiedziałam już o wiele za dużo, co z resztą było widać.
Odstawił z trzaskiem szklankę z powrotem na szafkę i bardzo szybko znalazł się koło Rose. - Mam coś ważnego do załatwienia. Zadzwonię do Ciebie później.- pocałował ją przelotnie w policzek. Za chwilę skierował swój wzrok na mnie.
-Cześć Am. -dosłownie palił wzrokiem. Pod jego spojrzeniem od razu się skuliłam. Dlaczego chłopak tak bardzo się na mnie zdenerwował ?
Brunet zabrał swoją jeansową kurtkę z kanapy i udał się w stronę drzwi, które za chwilę trzasły z hukiem, na co obie podskoczyłyśmy. Rose siedziała zdezorientowana, co chwilę mrugając, patrząc to na mnie to na drzwi, w których chwilę wcześniej zniknął Louis.
-Wcale nie pomyliłaś Harry'ego z kimś innym.- wyszeptała po chwili ciszy patrząc z przerażeniem prosto w moje oczy. Od razu pokręciłam głową i cieszyłam się w duchu, że w końcu Rose jest świadoma tego kim jest przystojny brunet.

Harry

Siedziałem w samochodzie, czekają na Louisa, który zadzwonił do mnie i prosił o spotkanie. Podobno to coś bardzo ważnego, więc chcąc nie chcąc musiałem się z nim spotkać. Trochę działał mi na nerwy, bo spóźniał się już dobre dziesięć minut, czego doprawdy nienawidziłem. Zresztą, jak wielu innych rzeczy.
Stukałem opuszkami palców w kierownice, jakby gotowy za chwilę odjechać, gdyby Louis się jednak nie zjawił.
Myślałem o brunetce, którą ostatni raz widziałem tydzień temu. Nie w sumie widywałem ją codziennie, jednak ona mnie nie. Nie żebym ją śledził.. Zaintrygowała mnie, odmówiła mi, kazała się odczepić, a tego się nie spodziewałem. Zazwyczaj to one same do mnie leciały, ja nie musiałem nawet kiwać palcem. Ona była inna. Była dla mnie wyzwaniem. Czymś zakazanym. Może dlatego mnie zainteresowała ?
Dostrzegłem Louisa idącego wzdłuż ulicy. Jego ręce schowane były w kieszeniach jeansowej kurtki. Otworzył drzwi samochodu, wpuszczając do niego zimne, londyńskie powietrze. Usiadł na miejscu pasażera i głośno wypuścił powietrze.
-Spóźniłeś się. - upomniałem go patrząc w przód. Na dworze pomału zapadał zmrok, jednak nie było późno. Była późna jesień, tak to sobie można było tłumaczyć.
-Stary, co Ty odpierdalasz ?! - zignorował moje wcześniejsze zdanie. Był wkurzony. Wkurzony to chyba jednak za mało powiedziane. Rzadko można było zobaczyć go w takim stanie, dlatego wiedziałem, że to było coś poważnego. Nie wiedziałem o co mu chodzi, dlatego obróciłem głowę w jego stronę i zmarszczyłem brwi. Widząc moje pytające spojrzenie Louis kontynuował dalej. - Ta brunetka, Ammie.. - zaczął pomału, a ja nie wiedząc czemu od razu napiąłem mięśnie. - Co z nią ? - zapytałem, niby to obojętnie, jednak w środku czułem zupełnie co innego.- Widziała jak kasujesz  Dicka. - odparł szorstko przez zaciśnięte zęby. Musiałem chwilę pomyśleć. Rzeczywiście, widziała jednak nie robiło to na mnie żadnego wrażenia. Dużo osób widziało kiedy okładałem kogoś pięściami.  -I to jest ta ważna sprawa, dla której mnie tu ściągnąłeś ? - zapytałem z poirytowaniem. Louis spojrzał na mnie. Myślałem, że zaraz uderzy mnie w twarz. -Stary dobrze wiesz, że jeszcze jeden taki wyczyn i trafisz za kratki ! - podniósł ton głosu wymachując rękami. Momentalnie zacisnąłem mocniej ręce na kierownicy. Ten temat nie należał do najprzyjemniejszych i na pewno nie miałem zamiaru go poruszać. -To nie jest Twoja cholerna sprawa! - wlepiłem w niego swoje spojrzenie pełne gniewu. Louis natychmiast opuścił ręce, które trzymał w górze i wyprostował się na siedzeniu. Za chwilę westchnął głośno i złapał się za głowę. - Ty chyba naprawdę nie zdajesz sobie sprawy jak ..
-Zamknij się. - przerwałem mu, na co od razu ucichł. -Zapewniam Cię, że ona jest nieszkodliwa. - odparłem stanowczo. -Hazz, ona twierdzi, że jesteś niebezpieczny. - kąciki moich ust od razu uniosły się ku górze, a moje mięśnie rozluźniły. Czyli brunetka bała się mnie ? -Wiesz, że może to wykorzystać przeciwko Tobie. - dodał patrząc wciąż na mnie. Jego wzrok wskazywał na to, że się martwi. Prychnąłem pod nosem. -Nie martw się, zajmę się nią. - odparłem nie patrząc na niego, nadal wpatrzony w dal. Louis nie odpowiedział nic więcej. Może usatysfakcjonowała go moja odpowiedź ? Nie obchodziło mnie to, ale kiedy mój przyjaciel powiedział, że dzisiaj wybiera się z dziewczynami do klubu, moje oczy od razu otwarły się szerzej. Zapowiadała się bardzo ciekawa noc.

Ammie

Cóż.. nie miałam pojęcia jakim cudem Rose udało się zaciągnąć mnie do klubu, na końcu miasta, jednak jak już wcześniej wspomniałam ona miała dar przekonywania. Nie był to ten sam klub, w którym widziałam Harry'ego co trochę mnie uspokoiło. Nie miałam ochoty spotykać jego i jego bezczelnego zachowania.
Siedziałam przy stoliku obok nieznanych mi dotychczas ludzi. Jak się dowiedziałam byli to znajomi Louisa, których tu zaprosił. Rose wtulona w jego ramię cały czas się śmiała z żartów, które co chwilę padały z ust Nialla. Blondyn wydawał się być bardzo miłym chłopakiem w przeciwieństwie do Harry'ego. Czy Louis nie mógłby mieć samych takich kolegów ?
Obok niego siedziała dziewczyna z długimi, ciemnobrązowymi włosami. Była ładna i młoda, jednak masa kosmetyków, które nałożyła na swoją twarz bardzo ją postarzała. Z tego co dało mi się usłyszeć nazywała się Tessa. Miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę z bardzo dużym dekoltem, a naprawdę miała co pokazywać. Ciemnowłosa nie odzywała się prawie w ogóle. Stale wypatrywała kogoś w tłumie, jakby na kogoś czekając. Może właśnie tak było ?
Kończyłam właśnie trzeciego już drinka, kiedy mój przestraszony wzrok napotkał zielone oczy.  Oczy chłopaka od razu rozbłysły, kiedy z zadziornym uśmiechem zaczął iść w stronę naszego stolika. Czułam jak całe moje ciało zalewa pot, a ręce zaczynają drżeć. Harry. Tu. Był. 
Oczywiście wyglądał perfekcyjnie. Biała, obcisła koszulka idealnie podkreślała mięśnie jego brzucha, a rękawy czarnej marynarki podwinięte były do połowy. Każda kobieta w klubie zawieszała na nim oko. Nie ma się co dziwić, Harry był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn jakich kiedykolwiek widziałam, ale i równie przerażającym.
Dostrzegłam jak dziewczyna siedząca obok Niall'a od razu wstaje i uśmiecha się promiennie w stronę nowo przybyłego gościa. A więc to na jego przybycie oczekiwała zniecierpliwiona ?
-Harry. - mruknęła w jego stronę i złożyła pocałunek na jego policzku. Chłopak jednak zignorował ją, cały czas patrząc w moją stronę. Tessa musiała to zauważyć, bo za chwilę posłała mi pełne pogardy spojrzenie. Zmieszałam się odrobinę i spuściłam wzrok przegryzając dolną wargę. 
-Hazz ? Co Ty tutaj robisz? - czyli miły blondyn również znał Harry'ego ? Tak, to by wyjaśniało dlaczego teraz podają sobie ręce, a Niall posyła w jego stronę przyjazny uśmiech. 
-Wpadłem na chwilę. - odparł szybko odwzajemniając uśmiech, cały czas utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Kątem oka dostrzegłam jak Louis mierzy Harry'ego chłodnym spojrzeniem, jednak żaden z nich nie podjął rozmowy. Byłam bardzo ciekawa o co chodziło,ale na razie nie było mi dane tego wiedzieć.
Rose przybliżyła się do mnie i wyszeptała mi do ucha Nie bój się. Spojrzałam na nią. Patrzyła na mnie wzrokiem pełnym wyrozumiałości i współczucia. Od razu się rozluźniłam, kiedy jej dłoń lekko pomasowała moje spięte ramie. Dziewczyna jednak za chwilę wróciła do przytulania Louisa. 
-Cześć ślicznotko. - usłyszałam nad sobą, ochrypły głos bruneta. Na ten dźwięk, nieprzyjemny dreszcz przeszedł całe moje ciało. Harry pochylał się nade mną, wyszczerzając zęby w uśmiechu. 
-Zatańczmy. - to nie było pytanie. Chłopak po prostu chwycił moją drobną dłoń i pociągnął w stronę tłumu. Nie miałam czasu na protesty, ani siły aby mu się wyrwać. Przelotnie zobaczyłam wściekły wzrok Tessy, która stała z rękami na piersiach. 
Kiedy już znaleźliśmy się między ludźmi jego dłoń powędrowała w dół moich pleców. Przy okazji brunet delikatnie ścisnął mój prawy pośladek, na co z moich ust wyrwał się cichy jęk. Chłopak zaśmiał się, po chwili chwycił moją prawą dłoń i owinął ją wokół swojego karku. Drugą  trzymał w żelaznym uścisku. Nasze dłonie bardzo się od siebie różniły. Moja rączka, przy jego wyglądała na dłoń pięciolatki.
Poruszaliśmy się powoli, w rytm muzyki. Za chwilę chłopak obrócił mnie tak, że moje plecy były przyciśnięte do jego torsu. Mój oddech stawał się nieregularny kiedy poczułam jego oddech na moim odkrytym ramieniu. Przeklinałam w duchu, że Rose wcisnęła mi tą bluzkę. Wzdrygnęłam się kiedy swoje usta przeniósł na moją szyję, znacząc na niej mokre ścieżki. Momentalnie oparłam głowę o jego pierś, nie mogąc złapać tchu. Cały czas poruszałam biodrami. Harry zaśmiał się cicho, ale nie przestawał zdobić mojej skóry mokrymi śladami. W pewnym momencie się zatrzymał i zassał całowane miejsce, sprawiając mi ból. Od razu próbowałam wyrwać się z jego uścisku, jednak nie miałam szans. Harry zasysał je coraz mocniej, a mnie piekło to niemiłosiernie. 
-Harry, proszę. - wyjęczałam błagalnie. Po chwili brunet odsunął usta od mojej szyi, a ja odetchnęłam z ulgą, że to już koniec tortur. 
-Każdą dziewczynę tak traktujesz ? - zapytałam i od razu ugryzłam się w język. Chłopak zaśmiał się melodyjnie i obrócił mnie w swoją stronę. Między nami nie było wolnej przestrzeni. Byłam dociśnięta do jego umięśnionego torsu. 
-Nie każdą. - wyszeptał wprost do mojego ucha, jeżdżąc rękoma po plecach.- Tylko tą, która jest moja. - przegryzł je lekko, na co syknęłam, a moje ciało zdawało się odmawiać mi posłuszeństwa. Harry odsunął się ode mnie czekając na moją reakcję, jednak żadnej reakcji z mojej strony nie otrzymał. Zmarszczył brwi i pogłaskał mnie delikatnie po policzku. Za chwilę obrócił się na pięcie i zniknął wśród tłumu zostawiając mnie samą.
Zdezorientowana wróciłam do stolika, przy którym siedzieliśmy. Dostrzegłam, że nie ma Tessy. Może po prostu wyszła wkurzona zachowaniem Harry'ego ? Wszyscy pomału zbierali się do wyjścia. Louis pomagał Rose w nałożeniu płaszczyka, a Niall dopijał do końca swojego drinka. Również narzuciłam na siebie płaszczyk i zabrałam z kanapy torebkę. Kiedy dokładnie zakryłam pamiątkę po Harrym skierowałam się w stronę wyjścia. 
-Gdzie Harry ? - usłyszałam za sobą zaniepokojony głos Rose. Wzruszyłam ramionami, nie fatygując się na jakąkolwiek odpowiedź. Moje myśli były przepełnione...niestety przystojnym brunetem. Blondynka nie dopytywała się o nic więcej.
Na dworze było zimno, a z naszych ust ulatniał się biały dym. Louis podszedł do swojego czarnego auta, otwierając Rose drzwi. Kiedy dziewczyna wsiadła, to samo uczynił otwierając tylne drzwi i gestem dłoni nakazując abym weszła. Byłam jedną nogą w aucie, kiedy usłyszałam za nami tak doskonale znany mi głos. 
-Ja ją odwiozę. - Od razu mój wzrok powędrował w jego stronę. Harry opierał się szelmowsko o drzwi swojego samochodu. Jego piękna twarz nie zdradzała żadnych emocji, jednak i tak mnie przerażał.
Louis spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja zastygłam w bezruchu.
-Ja..ja.. - wyjąkałam, rozglądając się dookoła jakbym szukała pomocy, jednak żadnej nie otrzymałam. Wręcz przeciwnie, Rose otworzyła drzwi swojego samochodu i z uśmiechem na twarzy znalazła się koło mnie. Złapała mnie lekko za ramię i popchnęła w kierunku bruneta.- Myślę, że powinnaś jechać z Harrym. - powiedziała wyszczerzając zęby w uśmiechu. Zmroziłam ją wzrokiem. Miałam ochotę ją udusić. Jak ona mogła mi to robić ?
-Wskakuj. - Harry otworzył drzwi od strony pasażera i uśmiechając się przyjaźnie wskazał ręką abym weszła do środka. Spojrzałam w stronę zielonookiego, a on nadal czekał na moją reakcję. Zresztą nie tylko on. Miałam wrażenie, że wszyscy nasi znajomi czekali na moment, w którym wsiądę do samochodu chłopaka. I tak też się stało. Po chwili siedziałam obok Harry'ego w jego samochodzie.
-Nie stresuj się tak Ammie. - brunet chyba musiał zauważyć moje drżące kolana. Oczywiście strasznie zestresowałam się tą sytuacją. Nie mieściło mi się w głowie, że właśnie siedzę w jego samochodzie.
Harry przekręcił kluczyk w stacyjce, odpalając przy tym silnik, a za chwilę byliśmy już na głównej drodze. Jechaliśmy w ciszy, nie odzywając się ani słowem. Odpowiadało mi to. Wszystko co wychodziło z ust bruneta przyprawiało mnie o dreszcze. I tym razem też się tak stało.
-Boisz się mnie ? -nie miałam pojęcia co odpowiedzieć, dlatego nie odpowiedziałam nic. Spuściłam wzrok, a moje szpilki wydawały się być teraz bardzo interesujące. To oczywiste, że się go cholernie bałam. Harry chyba uznał brak mojej odpowiedzi za tak, bo zaśmiał się głośno.
Nie wiedziałam kiedy znaleźliśmy się pod moim domem, którego adres podałam mu wcześniej. Harry zaparkował na drugiej stronie ulicy. Zauważyłam, że w mieszkaniu nie palą się żadne światła. Odetchnęłam z ulgą, że mama jest jeszcze w pracy.
Złapałam za klamkę od drzwi gotowa do wyjścia, kiedy twarz Harry'ego znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Brunet musnął ustami mój policzek. Serce podskoczyło mi do gardła, a policzki piekły przez gorąco jakie uderzyło w moim ciele.
-Do zobaczenia Ammie.- posłał mi ten swój łobuzerski uśmiech. Skinęłam delikatnie w jego stronę głową i obróciłam się na pięcie, aby przebiec przez ulicę. Dopiero kiedy wpadłam do mieszkania i zamknęłam drzwi usłyszałam warkot silnika i odjeżdżający samochód. Oparłam się o ścianę głośno oddychając, a po chwili osunęłam się na ziemie. Co ja teraz mam do cholery zrobić ?


***

Cześć wszystkim ! Na początku chciałabym poinformować o akcji ( o której wiedzą pewnie wszystkie Polish Directioners ) na Twitterze. Kochane ! Przesyłajcie dalej to :   To może być dla nas ogromna szansa, aby nasz ukochany zespół zawitał w Polsce ! Wystarczy tylko spamować, aby któryś z chłopców nas zauważył. Nawet jeżeli nie jesteś directioner, proszę pomóż spełnić nasze marzenie ♥
 No dobra, a teraz odnośnie rozdziału. Oczywiście oceniacie Wy :) Piszcie w komentarzach czy się podoba i nad czym muszę jeszcze popracować. Każdy komentarz jest dla mnie ogromną motywacją ! Następny rozdział pojawi się już niedługo ! Kocham Was wszystkich xx ♥


6.26.2014

Rozdział 1.

Znajdowałam się właśnie w małej kawiarni, w centrum miasta, do której zaciągnęła mnie Rose. Unosiła się tu przyjemna woń zielonej herbaty. Mój tata często taką pił. Może dlatego podobało mi się to miejsce ?  Było tutaj tak bardzo spokojnie,człowiek słyszał swoje własne myśli. Ostatnio dużo myślałam. Tęskniłam za tatą, to oczywiste. Na samo wspomnienie, tego jak się do mnie uśmiechał moje serce zdawało się rozpadać, a oczy napełniały się łzami. Minęły cztery lata od jego śmierci, a ja nadal uporczywie trwałam przy tym, że on żyje, że gdzieś wyjechał i niedługo wróci. Ale nie wracał.
Mieszkałam teraz tylko z mamą. Nasze relacje były dobre, mamę traktowałam jak przyjaciółkę, jednak częściej nie było jej w domu niż w nim była,dlatego dużo czasu spędzałam z Rose, moją przyjaciółką, która na każdym kroku zadziwiała mnie swoimi pomysłami i wprawiała w osłupienie. Gdyby nie ona, moje życie wyglądałoby pewnie inaczej. Byłam jej wdzięczna, że zawsze kiedy jej potrzebowałam była przy mnie.
Nie bardzo wiedziałam co mam myśleć, kiedy słuchałam opowieści o niedawno poznanym przez nią chłopaku, Louisie. Z opowiadań Rose wywnioskowałam, że jest mega przystojny, a jego humor rozbrajał wszystkich. Widziałam jak bardzo jest szczęśliwa, a ja cieszyłam się razem z nią, jednak cały czas się martwiąc. Może i nie byłam nigdy w poważnym związku, ale wiedziałam, że chłopak czasem może okazać się totalnym dupkiem. Tata często przestrzegał mnie przed takimi.
-Am! - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos przyjaciółki. - W ogóle mnie nie słuchasz.- rzuciła szorstko.
Nie lubiła, kiedy ktoś ją olewał. Ale przecież ja rozmyślałam głównie o niej.
-Oczywiście, że Cię słucham. - zaprotestowałam. -Mów dalej.- uśmiechnęłam się blado, aby zachęcić ją do kontynuowania mówienia o idealnym (według niej) chłopaku.
Rose westchnęła głośno, a ja wiedziałam, że teraz walczy ze swoim zdenerwowaniem.
-No, więc skończyłam na tym, że zaprosił mnie dzisiaj do klubu.- powiedziała podekscytowana, uśmiechając się od ucha do ucha. - I Ty idziesz ze mną.
Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem, biorąc łyk zielonej herbaty, którą przyniósł nam kelner chwile wcześniej. Na dworze nie było za ciepło, a gorący napój przyjemnie ogrzał mnie od środka.
-Oh nie patrz się tak. - wywróciła  oczami. - Nie znam go za dobrze, dlatego zabieram Cię ze sobą. Będzie tam mnóstwo ludzi. - tutaj miała na myśli chłopaków. Rose za wszelką cenę chciała znaleźć mi chłopaka. - Na pewno poznasz kogoś fajnego. - puściła mi oczko i uśmiechnęła się zadziornie. W tej właśnie chwili zadzwonił jej telefon. Wygrzebała go ze swojej bardzo pojemnej, brązowej torebki, co chwile jej zajęło i odebrała. Rozmowa nie trwała długo, kiedy blondynka powiedziała, że musi lecieć i spotkamy się później. W biegu cmoknęła mnie w policzek, zabrała płaszczyk z wieszaka i wybiegła z kawiarni, zostawiając mnie samą. Przez okno kawiarni widziałam jak próbuje zakryć swoje włosy przed deszczem. Nie miałam nawet czasu zaprotestować. Cała roztrzepana Rose.
Zapłaciłam za nasze zamówienia, nałożyłam swój szary płaszczyk i wyszłam na zimną, deszczową pogodę, która panowała teraz w Londynie. Szłam ulicą, omijając powstałe przez deszcz kałuże. Bez sensu było zamawianie taksówki, bądź wsiadanie do autobusu. Do domu miałam niedaleko, jednak ta straszna ulewa powodowała, że co chwilę musiałam się zatrzymywać w celu znalezienia chociaż skrawka jakiegoś suchego miejsca. Przeklinałam w duchu, że nie wzięłam parasolki, kiedy mama mi ją wręcz wciskała. Jak głupio teraz się czułam, kiedy moje włosy były calutkie mokre, a niesforne kosmyki co chwile opadały mi na twarz łaskocząc mnie przy tym niemiłosiernie.
W drodze do domu nienawidziłam tego, że byłam zmuszona przechodzić przez ulicę pełną dziwnych ludzi. Dziwnych i przerażających. Mieszkały tam rodziny, które handlowały narkotykami, tworzyły jakieś spółki. Stale można tam było zauważyć radiowozy policyjne i stojących przed nimi mężczyzn w kajdankach. Najbardziej w tym wszystkim szkoda było mi ich dzieci. Wiele razy widziałam płaczące maleństwa, które musiały patrzeć jak policjanci zabierają im ojca. Nie rozumiałam dlaczego rodzice wychowują ich w kłamstwie i ciągłym lęku. Na samą myśl, że za chwilę będę musiała tamtędy przejść ogarniało mnie obrzydzenie i ... strach.
Czarne, obdarte ściany bloków, pełno walających się śmieci i odrażający zapach. To właśnie jako pierwsze przykuwa uwagę, kiedy tam wchodzisz. Jednak dzisiaj moja uwaga została zwrócona na sytuację, która miała miejsce kilka kroków ode mnie. Wysoki brunet o kręconych włosach praktycznie miażdżył pięściami twarz jakiegoś innego mężczyzny. Wyglądał jakby wpadł w furię. Nawet jego koledzy stojący obok nie mieli szans go opanować. Nie byłam w stanie zobaczyć jak wygląda leżący chłopak. Wydawało mi się, że ma blond włosy. Ruchy bruneta były tak szybkie i pełne gniewu. Widziałam jak blondyn zwija się z bólu i wydaje z siebie głośne jęki. Miałam ochotę tam podbiec i wykrzyczeć żeby przestał jednak powstrzymałam się. Brunet za chwilę wstał wycierając swoje pięści o rąbek kraciastej koszuli trochę bardziej spokojny. Zawahałam się przez moment czy iść dalej, kiedy uświadomiłam sobie, że jest to moja jedyna droga do domu.
Ruszyłam na przód, powtarzając sobie w duchu, że przecież mi nic nie zrobią, za bardzo zajęci są sobą. Byłam dwa metry od nich, kiedy dostrzegłam, że wysoki chłopak bardzo uważnie mi się przygląda. Na moje nieszczęście zaczął iść w moją stronę, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa, kiedy chciałam przyspieszyć i tak już mój szybki chód.
-Hej śliczna! - usłyszałam za sobą jego rozbawiony, ochrypły głos. - Nie uciekaj. - momentalnie znalazł się koło mnie łapiąc za ramiona i stając na przeciwko. Świdrował mnie wzrokiem. Jego twarz nie była pełna gniewu jak chwile wcześniej. Zielone oczy zmieniły odcień na jaśniejszy. Od jego dotyku moje ciało przeszedł dreszcz jeszcze bardziej je paraliżując. O co mu chodzi kurwa ?
-Puść mnie. - ledwo co wyszeptałam, spuszczając wzrok. Chłopak zaśmiał się nadal trzymając mnie za ramiona. Próbowałam go wyminąć, jednak zwinnym ruchem złapał mój nadgarstek i przyciągnął do siebie. Między nami nie było praktycznie miejsca. Dociśnięta byłam do jego torsu, kiedy zielonooki podniósł mój podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy. Nie spojrzałam, spuściłam wzrok w dół, na co zareagował cichym śmiechem.
-Hazz, daj spokój. - usłyszałam za sobą niecierpliwy, jednak bardzo spokojny głos jednego z jego kumpli.
Moje serce rwało się z piersi, kiedy poczułam jego ciepły oddech na mojej szyi, który przemieszczał się wzdłuż szczęki, aby za chwilę wyszeptać mi do ucha:
-Jeszcze się spotkamy, śliczna. - zaśmiał się głośno i wypuścił mnie ze swoich objęć. W jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.. Nie, nie Ammie. One wcale nie były urocze! O czym Ty myślisz ?
Za chwilę przyglądałam się jak dochodzi do swoich kumpli i razem z nimi wsiadają do czarnego samochodu, aby zniknąć za jednym z obskurnych mieszkań. Usłyszałam też jakieś przekleństwo skierowane do chłopaka, który go wołał. Oszołomiona postanowiłam iść dalej, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Kiedy znalazłam się w domu, od razu udałam się do swojego pokoju. Moje ciało dalej odrobinę drżało. Wzięłam gorący prysznic, aby trochę się uspokoić. Przebrałam się w wygodne ubrania, a włosy związałam w warkocz, który opadł na moje lewe ramię. Usiadłam na łóżku analizując zaistniałą dzisiaj sytuacje. Moje serce podskoczyło mi do gardła, kiedy przypomniałam sobie słowa bruneta. Co miało znaczyć Jeszcze się spotkamy, śliczna ?

***

-No Ammie, zamknij oko. - nakazała niecierpliwie Rose, już trochę zmęczona  moim lękiem, przed pomalowaniem oczu. Posłusznie je zamknęłam, aby za chwilę poczuć na nim mascarę. Zamrugałam kilka razy, a po moim policzku spłynęła łza. Dziękowałam w duchu, że to już koniec męczarni. - Spójrz. - uśmiechała się od ucha do ucha stawiając przede mną nieduże lustro. Wywróciłam oczami i obróciłam głowę w stronę lustra. Długie, ciemne loki opadały na moje ramiona. Rzęsy wyglądały na dużo dłuższe niż pół godziny temu, co nie powiem bardzo mi się spodobało. Moja twarz wyglądała całkiem ładnie. - Wyglądasz ... oh. Nie wierze, że to moje dzieło. - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym podziwu i przyłożyła rękę do ust. Zachichotałam na jej słowa. - Teraz czas na Twoją dzisiejszą kreacje. -  zaklaskała w dłonie, a ja pokręciłam głową kiedy Rose chwyciła materiał kremowej sukienki. Nie tylko nie to. - Nie próbuj się sprzeciwiać Am. Chcę zobaczyć Cię w końcu w sukience. - powiedziała prawie błagalnie.
-Nie, Rose nie ubiorę tego. - odparłam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersiach. To co blondynka trzymała w rękach kompletnie nie trafiało w mój gust. Kremowa sukienka wykonana z koronki. Do tego bez ramiączek. Nie prościej jest ubrać jeansy i jakąś bluzkę ? - Ammie proszę, ja też idę w sukience. Nie chcę być sama. - zrobiła cierpiętniczą minę i spojrzała na mnie smutnym wzorkiem. Westchnęłam zdenerwowana tym, jak bardzo potrafi być przekonująca. Od razu się uśmiechnęła, kiedy chwyciłam sukienkę i skierowałam się w stronę łazienki.
Kiedy wyszłam, ubrana w to coś blondynka podała mi czarne szpilki. - Nałóż je. Będą idealnie pasowały. - Czy ona naprawdę tak kocha ubrania ? Powiedziała to takim głosem jakby za chwilę miała się rozpłynąć. Ugh. Niechętnie po nie sięgnęłam i usiadłam na łóżku.  Po nałożeniu butów Rose od razu złapała mnie za rękę i skierowała do długiego, pionowego lustra, abym zobaczyła się cała. - Moja kochana Ammie, w końcu wyglądasz jak prawdziwa kobieta. - uśmiechnęła się zadziornie stojąc za mną, a ja tylko posłałam jej pełne gniewu spojrzenie.

***

Impreza, na której byłyśmy nie była taka jak te, na które miałyśmy przyjemność chodzić. Ogromna sala przepełniona była tańczącymi ludźmi. Niektórzy byli już nieźle wstawieni sądząc po mężczyźnie, który właśnie upadł na siedzącą obok parę, wylewając przy tym obu im piwo.  Muzyka dobiegała z każdej możliwej strony. Nie było możliwości słyszenia swoich myśli, a co dopiero kogoś kto do nas właśnie mówił. Zajęliśmy miejsce gdzieś z dala od tłumu, gdzie było trochę spokojniej. Nadal jednak niewiele dało się słyszeć.
Siedziałam przyglądając się dopiero co poznanemu chłopakowi Rose, Louisowi. Rzeczywiście był przystojny. Miał dosyć długie, brązowe włosy, które sterczały mu we wszystkie strony. Krótki zarost dodawał mu męskości. Wyglądał na dwadzieścia parę lat. Na jego rękach dostrzegłam liczne tatuaże, jednak nie mogłam dokładnie dostrzec, co Louis ma wytatuowane. Rose wpatrzona właśnie była w jego błękitne tęczówki. Chłopak opowiadał jej chyba jakąś zabawną rzecz, bo dziewczyna po chwili wybuchła śmiechem i uderzyła go lekko w ramię. Postanowiłam im nie przeszkadzać. - Pójdę zamówić coś do picia. - powiedziałam uśmiechając się lekko. Oboje skinęli głowami, nadal zajęci sobą. Może ten chłopak wcale nie jest taki zły ?
Musiałam przepchać się przez tłum, aby dotrzeć do długiej lady. Co chwilę na kogoś wpadałam, szeptając ciche przepraszam. Usiadłam na wysokim, metalowym krześle w oczekiwaniu na kogoś, kto mógłby sprzedać mi szklankę wody. Po chwili podszedł do mnie młody chłopak ubrany na czarno. Barman. Miał długie blond włosy, które opadały mu na oczy. Co chwilę potrząsał głową, aby je odgonić. - Poproszę szklankę wody. - czułam się trochę nieswojo zamawiając wodę, kiedy wszyscy w koło trzymali w dłoniach szklanki wypełnione alkoholem.- Wodę ? - zapytał, nie ukrywając zdziwienia. Przegryzłam dolną wargę i skinęłam głową. Chłopak po chwili postawił przede mną moje zamówienie. - Proszę bardzo. Szklanka wody.- uśmiechnął się ciepło. Zabrałam napój i powędrowałam w stronę mojego stolika. Kolejny raz musiałam przepychać się przez tłum, nietrzeźwych ludzi.
Stanęłam jak słup i nie mogłam złapać oddechu, kiedy ujrzałam znajomego chłopaka siedzącego przy naszym stoliku. Brunet z kręconymi włosami rozmawiał właśnie z Louisem, ale i Rose uczestniczyła w rozmowie. Poczułam jak wielka gula staje w moim gardle. Dopiero teraz zrozumiałam wypowiedziane wcześniej przez niego słowa. Byłam gotowa do ucieczki, kiedy cała trójka skierowała na mnie wzrok. Rose zarzuciła swoimi blond włosami i zaśmiała się głośno. - Ammie, poznaj Harry'ego.- powiedziała z entuzjazmem. Czułam na sobie rozbawione spojrzenie chłopaka, dlatego jeszcze bardziej się denerwowałam. - Cześć. - wyszeptałam spuszczając wzrok. - Kochani, zostawiamy was samych. - krzyknęła Rose, pociągając Louisa za rękę. - Idziemy potańczyć.
Zniknęli w tłumie, a ja poczułam jak nogi uginają mi się w pół. Wołałam w duchu żeby wrócili. Mimo mojego zdenerwowania dostrzegłam jak przechodzące co chwilę obok kobiety zawieszały wzrok na brunecie, a mężczyźni omijają go szerokim łukiem. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale czułam, że to ma coś wspólnego ze wcześniejszą sytuacją, której byłam świadkiem.
Moje serce podskoczyło do gardła, kiedy Harry znalazł się tuż za mną, odgarniając moje włosy na jeden bok. Jego dłoń powędrowała na moją talię, przyciągając mnie do siebie.
-Masz na imię Ammie. - to nie było pytanie. Poczułam jego ciepły oddech na ramieniu. Za chwilę Harry muskał je swoimi ustami. Zaśmiał się, kiedy się wzdrygnęłam. Modliłam się, żeby nie usłyszał bicia mojego serca.- Piękne imię. - wyszeptał do mojego ucha, aby za chwilę wypuścić w nie ciepłe powietrze. Z moich ust wydobył się cichy jęk, Harry znowu się zaśmiał. -Będę go teraz używał bardzo często, Ammie. - powiedział bardzo spokojnie, akcentując każdy wyraz. Nieprzenikniona cisza nastała w mojej głowie, a moje ciało całe było sparaliżowane. Co to do cholery miało znaczyć ?



***
Cześć kochani ! 
Jest pierwszy rozdział :) Jak go oceniacie ? Podoba się ? Co jeszcze muszę poprawić ?
Proszę dajcie znać w komentarzach. Następny pojawi się już niedługo. :) 
xx.

Lydia Land of Grafic